Pocztówki z Hungaroringu
Trzeba przyznać, że mocno grzało w tym roku na Hungaroringu, w konsekwencji czego zjarałem się na Słońcu jak ta świnia na ruszcie i skóra ze mnie złazi po dziś dzień. No, ale taka już dola k(i/u)bica, no i oczywiście zarazem człowieka z głową wciśniętą w odbytnicę ptaka praptaka, skoro się nie pomyślało o wzięciu kremu do opalania...
Trzeba przyznać, że mocno grzało w tym roku na Hungaroringu, w konsekwencji czego zjarałem się na Słońcu jak ta świnia na ruszcie i skóra ze mnie złazi po dziś dzień. No, ale taka już dola k(i/u)bica, no i oczywiście zarazem człowieka z głową wciśniętą w odbytnicę ptaka praptaka, skoro się nie pomyślało o wzięciu kremu do opalania...
Na szczęście polska uczynność dała znać o sobie, bo z bratem (z którym wybrałem się na GP Węgier) zostaliśmy obdarowani niczym greccy bogowie, lub inny Kratos, jakąś Kelastyną, czy czymś innym takim od współbrata z naszej ojczyzny. Jeszcze bardziej swojsko się zrobiło, gdy z jakiś kolo z mojego rzędu zaczął rzucać soczystymi "burwami" w kompatriotę z rzędu niżej, że ten podczas parady kierowców się tak obrócił, że tamtemu coś zasłaniał i prawie doszło do rękoczynów. Tak, dobrze jest wśród swoich, a na Hungaroringu uniknąć tego się nie da, bo nasi, jak co roku odkąd w F1 zaczął jeździć Kubica, są po prostu wszędzie i praktycznie co druga osoba jest z Polski.
Jeśli ktoś nie miał okazji się wybrać na wyścig F1, to ode mnie kilka drobnych porad rodem z Przyjaciółki i Bravo (mimo, że nie jestem Kasią). Po pierwsze parę miesięcy przed imprezą warto polować na bilety dofinansowane przez sponsora, czyli nazwijmy je promocyjne. Niektóre trybuny noszą nazwę jakiejś firmy, dzięki czemu bilety kosztują tam mniej, a w naszej kieszeni zostaje więcej grosza. A ponieważ bilety na F1 kosztują od 100 Euro (nazwijmy je stojące), po 200 Euro wzwyż (siedzące), to jest z czego przyoszczędzić. Do tego dochodzą trybuny brązowe (nie polecam), srebrne (już tak, ale zależy które), no i złote (ceny mocno walące po kieszeni). Ale że na tym świecie są ludzie, dla których wybecalowanie 400-500 Euro za bilet, to jak splunąć, to oczywiście dla nich przygotowano coś ekstra, czyli... kurcze wyleciała mi nazwa no! Ale takie fajne, niby złote, ale podchodzące pod platynę, bo dające wjazd każdego dnia do Pit-lane. A że kosztują w przeliczeniu jakieś 10.000 PLN, to i cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem tych, którzy podcierają sobie tyłki 100-dolarówkami.
Wracając natomiast do kwestii promocyjnych biletów - warto je brać, bo w cenie porównywalnej do trybuny brązowej załapujemy się na srebrną, ale... czasem może się to dziać pewnym kosztem. Np. tania trybuna Red Bull taka korzystna nie była, bo trzeba było założyć koszulkę tego teamu (którą się dostawało gratis, ale cóż z tego - ja tam Vettelowi kibicować nie pojechałem). Dlatego warto takie rzeczy wcześniej sprawdzić. W tym roku pojawiła się trybuna Danubis, sponsorowana przez hotele pod w/w brandem i właśnie takowy bilet zakupiłem - oszczędzając około 50 Euro, czyli całkiem sporo, zwłaszcza że trybuna ta jest lepiej położona, niż zwykłe srebrne, za które trzeba było płacić więcej. Zabawna też sprawa, że biletów tych nie dało się kupić przez oficjalną stronę, dlatego warto grzebać w poszukiwaniu promocyjnych biletów gdzie się da... W każdym razie mieliśmy widok na spory kawałek toru, a to się chwali.
Kwestia kolejna, to oprócz wspomnianego kremu do opalania i na hemoroidy (jeśli ktoś ma takową przypadłość - wszak na torze siedzi się cały dzień - tzn nie na samym torze, bo by nas pogonili, ale wiecie o co chodzi ;)) warto sobie wziąć żarełko i piciu. Oczywiście jeśli kogoś bawi płacenie 3000 Forintów za kiełbaskę + colę (w przeliczeniu na nasze, to jakieś 50 zeta - za kiełbaskę z grilla i pół litra wody z cukrem ;)), to nie ma problemu - dodam, że 100g frytek można nabyć już za jakieś 25 PLN... za tę cenę w Budapeszcie, gdzie jest taniej niż u nas, można już zakupić jakąś sensowną strawę...
Oczywiście pamiętać trzeba, że każdy tor F1 znajduje się zwykle na obrzeżach miasta. W przypadku Budapesztu jest to kilkanaście kilometrów. Za jedyne 9000 Forintów taksówki nas dowiozą na tor (150 zeta) - wprawdzie kalkuluje się to, jeśli jedzie się większą ekipą, ale zdecydowanie bardziej opłaca się pojechać własnym autem. Węgrzy mają tam wprawdzie burdel nie z tej ziemi i choć jest masa policji, która pomaga dotrzeć gdzie trzeba, to faktycznie można jeździć w kółko jak debil, ale to już problem oznakowania przy samym torze i masy aut. Niemniej nie ma tragedii i dość sprawnie można się wepchać na parking, a tu kolejna uwaga - ja tam geografem i badaczem starożytnych plemion nigdy nie byłem, więc nie wiem czy Węgrzy, to też Słowianie (język mają wiadomo jaki, czyli taki, że nic nie wiadomo), ale sprytu u nich tyle, co u naszych współbraci, więc po drodze wzdłuż toru natrafimy na całą masę "uczynnych" zapraszających na parkingi płatne jedyne 10 Euro za dzień... a że tak naprawdę nieco dalej i przy samych wejściach jest cała masa parkingów darmowych, na które wbijemy się bez kłopotu autem jeśli tylko mamy bilet (a bez biletu jechać na F1 nie polecam, bo nas nie wpuszczą, takie z nich chamy), w dodatku parking taki będzie strzeżony, to... no cóż, wychodzi standardowe żerowanie na niewiedzy i faktycznie widziałem wielu ludków, którzy się ponabierali.
W zasadzie więc jedyna rzecz, którą można przy torze śmiało kupować, to np. oficjalne czapki, koszulki i inne takie i owakie akcesoria, bo ceny są porównywalne do tych sklepowych, a jeśli już odbiegają w górę, to bardzo niewiele. Na Hungaroringu nie ma też problemu z nabyciem wszelkich patriotycznych dupereli, typu flaga, czapki z orzełkiem, szaliki, ba, jest też cała masa naszej policji, która łaskawym okiem dogląda gawiedzi z Polski (co jest w sumie nieco dziwne, ale... ma to sens).
Co by tu jeszcze... Aha, może już na koniec... Bilet na F1, a przynajmniej prawie każdy, upoważnia nas do wjazdu na Pit-lane w czwartek. Z kolei w pozostałe dni, tj. od piątku do niedzieli, odbywa się cała masa ciekawych imprez. Oczywiście zależy to od toru, ale możemy zaliczyć Porsche Cup, gdzie jeżdżą nasi, bo mamy swój polski team, GP2, Formula BMW no i parę innych dupereli. Na wszystkie te imprezy jest ten sam bilet - F1 jest tylko wisienką na torcie. Z biletem rzecz jasna dostajemy zatyczki do uszu, które założę się, że wkłada sobie do uszu nawet Pudzian. W każdym bądź razie nawet z zatyczkami jest cholernie głośno, a bez nich, to istna ekstaza - osobiście kocham ryk silników, więc lubię sobie owe zatyczki czasem wyciągnąć, ale po dwóch minutach i tak znów się je zakłada, bo hałas jest taki, że gdy się komuś coś krzyczy do ucha w odległości 10cm, to tamten nic nie słyszy. Podobno od F1 nie ma nic bardziej hałaśliwego i nie ma w tym przesady, Zresztą jeśli będę miał czas, to może wrzucę jakieś filmiki, choć one nie oddają nawet w ułamku tego jak to wygląda.
Warto chyba jeszcze dodać, że na żywo wrażenia są zupełnie inne niż w TV. Z wyścigu wiadomo niewiele, wszak nie ma się całkowitego oglądu sytuacji (co można ominąć Live Timingiem - wystarczy mieć iPoda, czy innego syfa z odpowiednią aplikacją, dostęp do neta i hulamy - no ale net w roamingu jest obrzydliwie drogi - tu mój mały cwaniakowaty hint: jak mamy telefon bez simlocka, to kupujemy jakąś kartę pre-paidową węgierską i z odpowiednim limitem danych do possania ostro działamy ;)). Wprawdzie są rozstawione dupne ekrany z relacją TV, ale mało co widać, z kolei spikera nie słychać w tym hałasie w ogóle, nad głową latają ciągle helikoptery, itd., więc jest, jak jest. Wszystko to jednak rekompensuje ryk silników, wspaniałość bolidów - które w realu wyglądają inaczej niż w TV, są bardziej błyszczące, masywniejsze, itd., no i bardziej widać, że ci kierowcy, to szaleńcy, albo samobójcy - w TV jednak nie da się tak odczuć prędkości i tego, że to wcale nie jest taki bezpieczny sport, jakby mogło się zdawać.
Ogólnie chciałem tu wrzucić tylko zdjęcia, a się rozpisałem i teraz nie wiem, czy ten tekst wywalać i powrócić do wcześniejszej koncepcji, czy nie... no masz ci los! A, przypominam, że we wrześniu oficjalna gra o tematyce F1 od Codemasters - już zacieram rączki i pucuję kierownicę!