Koloniści na targowisku, czyli Gamescom 2010
Chodzenie po straganach bywa męczące i choć z pewnością wielu by tu chciało teraz być i wódkę pić, to na pewno nie chcieliby by im nogi do doopy wchodziły, a skarpetki śmierdziały od przepoconych stóp. Przepraszam za tę drastyczność, ale takie są realia targowe - biegamy z wywieszonym jęzorem od stoiska, do stoiska, a odległości w Kolonien Targen Messen mierzy się w przystankach (Alaskach).
Chodzenie po straganach bywa męczące i choć z pewnością wielu by tu chciało teraz być i wódkę pić, to na pewno nie chcieliby by im nogi do doopy wchodziły, a skarpetki śmierdziały od przepoconych stóp. Przepraszam za tę drastyczność, ale takie są realia targowe - biegamy z wywieszonym jęzorem od stoiska, do stoiska, a odległości w Kolonien Targen Messen mierzy się w przystankach (Alaskach).
Cóż, Ściera się miota, bo go z nami nie ma, a jak go nie ma, to jest. Jest to dziwny ewenement naukowy i psychofizyczny, którego nie wytłumaczą Wam nawet starożytni Indianie żyjący w Persji i zajadający kiełbaski z koziego kału. Niemniej fakt jest taki, że Naczelny wyznacza zadania niczym Napoleon, albo inny Prezydent, przy czym zaznaczam, że w tym momencie mam na myśli sery-kamembery. Fakt jest bowiem taki, że trochę ciężko zarządzać tak szaloną ekipą jak my, która potrafi się rozejść jak wszy po grzebieniu. Nie że jesteśmy zaraz wszami, tym bardziej łonowymi, ale wiecie o co biega - nas kontrolować się nie da ;).
Niestety również i my nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkiego, a zwłaszcza niemieckiego Internetu, z którym są spore problemy, przez co nie udało się nam nadawać prosto z konferencji Sony, na którą wbiliśmy się z całym osprzętem i sialiśmy popłoch wśród rozprowadzaczy frytek. Niemniej o tym poczytacie w raporcie, więc nie będę Was zanudzał - raczej czekając na zamknięty pokaz Killzone 3, przeleję tu moje wywody człowieka, który niejedną torbę z fantami przyjął, z bufetu niejednego developera jadł, no i ogólnie zjadł własne zęby (mleczne, i to tylko prawie, ale zawsze).
Dobra, bo już głupoty piszę. Ciśniemy tu jak mróweczki podszczypując hostessy i jeśli nie będzie już takich kłopotów z netem i innymi kwestiami technicznymi, to wrzucimy parę fajnych materiałów na PPE. Ogólnie jednak targi, to taka przyjemna męczarnia i bieganina i powiem szczerze, że nawet dzień prasowy to za mało, aby wszystko zobaczyć. Wbrew pozorom dziennikarzy jest naprawdę sporo, więc trafiają się drobne kolejki, ale przede wszystkim, jak już zresztą pisałem, firmy są porozrzucane po halach i hotelach w okolicy, czyli trzeba mieć w tyłku motorek, by wszystko obskoczyć. 9 dupnych hal (czy nawet więcej), setki wystawców, co trochę zaczepiające Cię hostessy, kuszące różnymi fantami, gotowe robić masaże (i teraz wcale nie żartuję, jest tu takie stanowisko, gdzie można sobie odsapnąć przy np. browarku i laptopie, podczas gdy długonoga Megan Fox będzie Wam masować kark i plecy, a jak ładnie poprosicie, to pewnie i co innego Wam pomasuje... Przynajmniej tak myślę, zaraz polecę to sprawdzić.
No nic powoli się zbieram obczaić Killzone'a 3 w "czy de" i jak się uda, zrobić jakiś wywiad - zobaczymy jak to będzie na miejscu. Dość dogłębnie już pomacałem GT5 (w 3D rewelacja), Drivera, F1 2010 (fota powyżej), nowego Motorstorma (który się zwiesił, gdy trzymałem pada, no ale mniejsza) i parę innych tytułów, ale o tym też przeczytacie, więc nie ma co się rozpisywać. Co jednak zabawne, to zdecydowana większość gier jest odpalana po niemiecku, co ogólnie jest, że tak powiem, bardzo przystępne i wygodne i w ogóle. Historię o zielonej krwi w Mortal Kombat zresztą znacie ;).
Tyle tytułem mało treściwego wpisu targowego prosto z kolonii w Kolonii ;). Szczególne pozdrowienia dla Taty, który próbuje nas tu kontrolować i panikuje :). Ściera, olewamy targi i idziemy pić!