Forspoken - recenzja gry. Tak pięknie przecież mogło być.

BLOG RECENZJA GRY
1677V
user-11429 main blog image
Octavio | 09.03.2023, 22:48
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Nie jestem fanem japońskich gier RPG. To nie są już te same produkcje pokroju Final Fantasy VII, Vagrant Story czy Parasite Eve, które przełamywały pewne standardy i je wyznaczały. Kiedy więc oglądając materiały promocyjne Forspoken, gdzie bohaterka tak samo, jak w ostatnim Final Fantasy XV lata po ekranie, siejąc chaos, tak samo ja w swojej głowie próbowałem zrozumieć, gdzie ja tu znajdę magię podobną do tej z wcześniej wymienionych gier. Zupełnie do mnie nie trafia taki model swobodnej walki, jaki zaserwował remake Final Fantasy VII, który sprawdziłem w demie. Tak więc kiedy jeszcze do tego doszły plotki, że gra w ogóle nie będzie mieć polskiej wersji językowej, nie miałem wobec tej gry żadnych oczekiwań. Paradoksalnie ten stan rzeczy zmieniło wydanie demo gry, które jak można było wywnioskować z komentarzy, więcej osób zniechęciło, niż zachęciło. Sam na początku nie byłem w tej sprawie wyjątkowy:

"Demo, gameplay i jakość gry to zupełnie nie moje klimaty. Jeśli to demo miało mnie przekonać do gry, to zrobiło coś zupełnie odwrotnego. Mogli dać początek gry do wypróbowania, gdzie człowiek by się powoli oswajał z możliwościami i celami, które można zrobić, a tak lądujemy w głębokiej wodzie tego dema, gdzie nie wiadomo co, po co, i dlaczego. Walka w takiej sytuacji pozbawiona celu jest chaotyczna. Dostajemy kawałek ogromnej mapy, na której są porozrzucane jakieś pierdoły, ale bez kontekstu i możliwości ich wykorzystania, jej eksploracja nie ma żadnego sensu. To nie jest prosta strzelanka czy gra zręcznościowa. Jest tu tyle elementów rozwoju postaci, umiejętności i levelowania, o których gra w żadnym stopniu nam nie mówi. Razem z brakiem polskiej wersji językowej gra staje się przez to odpychająca. No, ale to tylko moje wrażenia." - Octavio 9 grudnia 2022 r.

W przeciwieństwie jednak do większości graczy nie śmiałbym oceniać gry na podstawie pierwszego wrażenia... i to jeszcze samego dema. Nie wiedząc, że demo zawiera archiwum w którym zawarte są informacje, które objaśniają wszystkie mechaniki dostępne do tego momentu gry, sam powoli i metodycznie odkrywałem co gra ma do zaoferowania. W momencie, gdy inni spisali tę grę na straty, nawet po kilku minutach ją wyłączając, ja próbowałem zrozumieć jaki cel mieli twórcy mając w planach wydanie tej gry. Okazało się, że nie tylko ja jestem taki wyjątkowy dostrzegając jej potencjał spędzając w demie 40 godzin. Na Youtube dostępny jest film o takim tytule - FORSPOKEN After 40 Hours of Demo Gameplay. Tym sposobem doszedłem do momentu w którym postanowiłem dać kredyt zaufania tej grze kupując ją w preorderze licząć, że gra w pełnej wersji będzie miała do zaoferowania znacznie więcej.

Chapter 1 - Journey Bigins

Główną bohaterkę poznajemy na rozprawie sądowej w której jest ona oskarżona o próbę kradzieży mienia o znacznej wartości. Z jej kartoteki dowiadujemy się, że drobne kradzieże to dla niej chleb powszedni. A zaliczenie włamania trzeciego stopnia pokazują, że ma znacznie większe ambicje. Na szczęście dzięki dobremu sędziemu kończy się na 120 godzinach prac społecznych. Jak się okazuje niedługo później, nie była to przypadkowa próba kradzieży, gdyż nasza protagonistka działała na zlecenie z którego nie mogła i nie może się wycofać. Jej życie nie ułożyło się w ten sposób przypadkowo, bo nie trudno wpaść w takie towarzystwo, kiedy człowiek próbuje odnaleźć swoje miejsce na ziemi będąc sierotą błąkającą się po domach zastępczych. Swoje imię bohaterka zawdzięcza huście z którą ją znaleziono, a było na niej wyhaftowane Alfre. Natomiast nazwisko Holland tunelowi w Nowym Jorku przy którym ją porzucono kiedy ta była noworodkiem. Tak więc Alfre Holland, o ksywce Frey, postanawia wyrwać się z miasta i odmienić swoje życie. Sytuacja robi się podbramkowa kiedy traci swoje oszczędności, a przeszłość nie daje jej o sobie zapomnieć. W momencie w którym bohaterka stoi nad przepaścią spotyka ją wyjątkowe zdarzenie. Ukazuje jej się złoty motyl frunąc do miejsca, jasno dając do zrozumienia, które trzeba zbadać. Tam odnajduje dziwną złotą bransoletę... która przenosi ją do fantastycznego świata pełnego zagrożeń. Jak się jednak okazuje sama bransoleta woli tytułować się karwaszem i jest w pełni myślącą istotą dającą Frey niesamowite zdolności magiczne.

Kim i czym jest bransoleta. Jak się znalazła w Nowym Jorku. Kim są rodzice Frey. Dlaczego Frey została przeniesiona do innego świata? Skąd się wzięło zepsucie które niszczy wszystkie żywe istoty w swoim zasięgu? Dlaczego główna bohaterka jest na nie uodporniona?

Wątek fabularny tej gry to jeden z tych elementów, które grze wyszły najlepiej. Sam wykreowany świat intryguje, a my chcemy poznać jak potoczą się losy i gdzie ostatecznie Frey zakończy swoją przygodę. W Nowym Jorku czy w świecie Athii. Nie jest to przypadek, bo za koncept historii odpowiada Amy Henning. Tak, w tej grze odpowiada ona jedynie za jej koncept i jest to zupełnie inna rola niż reżyseria i piecza nad całą grą jaką miała przy Legacy of Kain Soul Reaver i pierwszych trzech częściach Uncharted.

Gra ma jedno z najlepszych i najbardziej satysfakcjonujących zakończeń jakie widziałem w grach. Zarówno przed, jak i po napisach końcowych, ale uwaga! Gra w pewnym momencie, pod sam koniec, daje nam wybór w które miejsce chcemy się udać. Pozostajemy w Athii czy chcemy wrócić do Nowego Jorku. I jeśli ktoś przez przypadek wybrał tę drugą opcję albo z ciekawości wydawało mu się, że nie będzie to miało żadnego znaczenia, to wtedy zobaczy krótką scenkę Frey z kotem idącą ulicami Nowego Jorku i... napisy końcowe. WTF? Gdybym nie zrobił sejwa przed tym momentem, to byłbym świadkiem najgorszego i najbardziej niesatysfakcjonującego zakończenia w grze ever. I tak właśnie wygląda ta gra. W jednej chwili masz przed oczami coś pięknego, aby po chwili wpaść w konsternację zastanawiając się, czy grę w którą grasz robili starzyści, czy profesjonalny zespół z doświadczeniem i budżetem na grę AAA.

Chapter 2 - What The Fuuu...

W grze łścznie jest 13 rozdziałów podczas których zwiedzimy kilka różnych, charakterystycznych dla siebie lokacji. W każdej ostatecznie czeka na nas Boss, którego pokonanie odblokowuje nowe drzewko z czarami ułatwiającymi nam pokonywanie przeciwników. W trakcie zwiedzania na mapie znajdziemy kilkanaście rodzajów aktywności, których ukończenie da nam nowe przedmioty poprawiające nasze zdolności lub bezpośrednio ulepszy nam zdrowie, magię lub obronę. Głownie w takich miejscach czeka nas walka z wrogami, ale są też monumenty bez żadnej ochrony miejsca, gdzie możemy zrobić zdjęcie, lub takie w których możemy oswoić koty, które będą pojawiać się w naszym domu. Niestety dość szybko zadania stają się schematyczne i powtarzalne, bo przy tak dużej mapie jest ich zatrzęsienie.

To, co jest rdzeniem rozgrywki i sprawia, że cała gra jest wyjątkowa, to walka. Wszystko skupia się właśnie wokół niej i to dzięki niej chcemy grać w tę grę. Jest to syndrom podobny do tego z Dark Souls. Jeśli ktoś lubi rozwijać postać z poczuciem, że gra go za to wynagradza to powinien sięgnąć po tę grę. To przez walkę będziemy odwiedzać inne miejscówki na mapie i walczyć z wrogami, którzy nie stoją na drodze podczas przechodzenia głównego wątku. W grze jest 4 mega opcjonalnych bossów których pokonanie wymaga mocno dopakowanej postaci i poza tym... trzeba jeszcze ich znaleźć :) Szkoda, że autorom gry nie starczyło wyobraźni, aby  zmusić gracza do eksploracji mapy poza innym celem niż rozwój postaci i czytania znalezionych notatek opisujących historię Athii. Tak, w grze nie ma żadnych zadań pobocznych. Poza głównym wątkiem fabularnym i rozwijaniem postaci, odwiedzanie innych miejsc nie ma żadnego dodatkowego celu. Normalnie bida z nędzą. W grze są "jakieś" zadania poboczne, ale kto je robił i po co, to jest dla mnie niezrozumiałe. Są one tak bezsensowne i głupie, że ręce opadają. W całej grze tylko jedno zadanie sprawiło mi frajdę i była to mini gra taneczna polegająca na zapamiętywaniu przycisków które trzeba wciskać w takt muzyki. 

Chapter 3 - The Truth Will Out

Pod względem technicznym i wizualnym gra bardziej pasowałaby do PS4 niż PS5. Sama jakość obrazu dobrze wygląda tylko w trybie Quality. Problem w tym, że najlepiej gra się w trybie wydajności, z tego względu, że na ekranie dużo się dzieje i musimy mieć dokładny przegląd pola walki oraz czas na szybką reakcję. Gra okazjonalnie lubi gubić klatki w ostrych zadymach, ale drażnić to może tylko purystów, którzy uważają że w grze z auto celowaniem ma to duże znaczenie ;) Same lokacje są dość surowe pod względem różnorodności i bogactwa detali. Należy jednak dodać, że pod względem zasięgu rysowania trawy, ilości przeciwników na ekranie, skali mapy, wykonania modeli postaci pobocznych gra wygląda poprawnie. Gra po prostu ma taki styl graficzny. To, co mocno wyróżnia tę grę, to efekty czarów, które potrafią już zrobić wrażenie. Pod tym względem fenomenalnie wyróżnia się kula wody, która pochłania przeciwników wysysając z nich życie, a trafiona pęka jak balon raniąc wszystkich dookoła.

Jednym z bardziej wkurzających elementów gry jest jej spowalnianie. Np. wchodzisz do domku na mapie, a tam już możesz tylko powoli chodzić, tak samo, jak w głównym mieście, które jest bazą wypadową, chroniąca przed zepsuciem resztki ludzi. Wykonujesz jakieś zadanie, to gra ci musi wyświetlić napisy z tytułem misji. W grze są różnego rodzaju takie duperele podczas których ekran robi się czarny i musimy na coś czekać lub pojawiają się jakieś nikomu niepotrzebne animacje, które każdy tester pewnie wpisywał jako elementy do wywalenia. Ktoś może pomyśleć, że to coś musi się wczytywać, ale dla mnie nie ma w tym żadnego uzasadnienia. Wspominam o tym, bo poza takimi elementami gra chodzi i ładuje się bardzo szybko.

Chapter 5 - Breaking Point

Ostatecznie Forspoken to gra która mocno odbiega od dostępnych na rynku gier RPG. Ma dziwne rozwiązania, nie ma podstawowych elementów które definiują ten gatunek, zawiera w sobie źle działające i niepotrzebne rzeczy, ale ma w sobie, to coś, co nie pozwala się od niej oderwać. Jeśli chciałbyś zagrać w grę inną i szukasz przerwy od multiplatformowych gier wielkich wydawców, którzy od wielu lat powielają schematy w kolejnych tytułach tej samej serii, to śmiało sięgaj po tę grę. Z drugiej strony, jeśli jesteś do tych schematów przyzwyczajony, to gra cię od siebie odrzuci. Jeśli przeszedłeś demo na poziomie Hard i gra nie przyciągnęła cię do siebie w żadnym aspekcie, to nawet do tej gry nie podchodź. 

Oceń bloga:
24

Ocena - recenzja gry Forspoken

Atuty

  • Dobrze rozpisany i poprowadzony główny wątek fabularny.
  • Ewolucja bohaterki, która swoim zachowaniem może irytować, aby ostatecznie przerodzić się w heroinę którą będziemy darzyć sympatią.
  • System walki który rozwija się i daje satysfakcję przez całą grę, a nawet po jej zakończeniu.

Wady

  • Misje poboczne rozszerzające historię poza wątek główny w tej grze nie istnieją.
  • Poziom graficzny zupełnie nie przystoi grze, która została wydana na sprzęcie nowej generacji.
  • Techniczne aspekty różnych elementów gry, które wyglądają i działają jakby nikt ich nie testował.
  • Jakość obrazu gry w trybie wydajności.
  • Elementy gry które spowalniają rozgrywkę.
  • Brak polskiej wersji językowej.
Octavio

Octavio

Forspoken, to gra z oryginalną fabułą i wciągającym systemem walki. Jeśli ktoś jest w stanie przymknąć oko na jej niedoskonałości, o ile mu się taka koncepcja rozgrywki spodoba, spędzi w grze w drodze do platyny blisko 60 godzin bez poczucia że był to czas stracony.

Komentarze (35)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper