Witam po długiej przerwie. Fatalna pogoda w maju, później problemy techniczne, a wreszcie nawał pracy - wszystko to spowodowało, że na jakiś czas musiałem zawiesić moją grillowo-publicystyczną działalność. Troszkę zwlekałem, potem gromadziłem materiały, no ale czas wreszcie na mały comeback - wszak pogoda się poprawiła, rozpoczęły się też wakacje i dzięki temu miałem w końcu okazję upiec to i owo (oczywiście uwieczniając dla Was kilka przepisów). Rozpoczynam tym samym nowy cykl, którego tematem będą rozmaite kanapki z grilla - głównie w formie tortilli.
Witam po długiej przerwie. Fatalna pogoda w maju, później problemy techniczne, a wreszcie nawał pracy - wszystko to spowodowało, że na jakiś czas musiałem zawiesić moją grillowo-publicystyczną działalność. Troszkę zwlekałem, potem gromadziłem materiały, no ale czas wreszcie na mały comeback - wszak pogoda się poprawiła, rozpoczęły się też wakacje i dzięki temu miałem w końcu okazję upiec to i owo (oczywiście uwieczniając dla Was kilka przepisów). Rozpoczynam tym samym nowy cykl, którego tematem będą rozmaite kanapki z grilla - głównie w formie tortilli.
Czemu akurat tak? Cóż, tortilla to niesamowicie wszechstronny produkt, masowo stosowany chociażby w budach z kebabem. Dostępne są już w praktycznie każdym markecie i doskonale nadają się nie tylko do potraw z meksyku, gdyż z racji neutralnego smaku możemy zawinąć w nie praktycznie wszystko - od potraw indyjskich, przez wspomniany kebab, aż po dania chociażby koreańskie. Upieczona na grillu tortilla to doskonała, chrupiąca oprawa dla praktycznie każdego rodzaju mięsa. Dodajmy do tego jeszcze jakąś sałatkę bądź pieczone warzywa, potem oczywiście sos (lub najlepiej kilka do wyboru) i potrafi wyjść z tego naprawdę fajne danie. Żeby jednak podeprzeć powyższą teorię porcją praktyki, proponuję na początek coś z kuchni indyjskiej. A będzie to tym razem "kurczak Tikka" - czyli coś, co w tej wersji możnaby nazwać indyjskim kebabem z kurczaka.
Jeśli odwiedziliście kiedyś Wyspy Brytyjskie, to możliwe że napotkaliście gdzieś danie pod tytułem "Chicken Tikka Masala". Jest to popularne danie typu curry, a więc kurczak w gęstym i aromatycznym sosie. Tradycyjna "Tikka" wygląda jednak nieco inaczej, gdyż są to kawałki mięsa marynowane w jogurtowej marynacie, po czym pieczone w piecu tandoori (nam musi wystarczyć w tym celu klasyczny grill, który sprawdza się całkiem nieźle). Gwoli ścisłości, w miejsce tortilli znacznie lepiej pasowałby tu chleb naan (lub jakieś inne indyjskie pieczywo), jednak tortille są u nas znacznie łatwiej dostępne, no i nie każdy jest gotów bawić się w pieczenie własnych chlebków (do czego oczywiście zachęcam, ale to już temat na osobny artykuł). Tak czy inaczej, tortilla to proste i skuteczne rozwiązanie, a całość zawsze wychodzi super. Do dzieła więc, bo procenty uciekają, a dziewczyny stygną (czy raczej głodnieją, ale mniejsza o to).
Składniki:
kurczak i marynata:
-filety z piersi kurczaka
-jogurt (najlepiej grecki)
-sok z cytryny
-mielony kmin rzymski
-mielone nasiona kolendry
-garam masala (indyjska mieszanka przypraw)
-imbir (proszek, lub starty korzeń)
-czosnek (zmiażdżony)
-ostre chilli (w proszku, lub świeże)
-mielona gałka muszkatołowa (opcjonalnie)
-pasta pomidorowa (opcjonalnie)
-sól i pieprz
pieczone warzywa:
-cebula
-papryka
-cukinia (opcjonalnie)
-świeże chilli (opcjonalnie)
-sok z cytryny
-oliwa
-sól i pieprz
-garam masala
sos czosnkowy:
-jogurt
-czosnek
-sos tabasco
-sól
-świeża kolendra lub mięta (opcjonalnie)
sos ostry:
-ketchup
-drobno posiekane ostre chilli (świeże lub ze słoika, a najlepiej kombinacja obydwu)
-mielony kmin rzymski
dodatkowo potrzebujemy:
-tortille
-tacki do pieczenia na grillu
Przygotowanie:
Standardowo zaczynamy od mięsa, gdyż dobrze jest mu dać poleżeć kilka godzin w marynacie (a najlepiej całą noc). Kroimy zatem filety wzdłuż (jak na zdjęciach), po czym sypiemy solą i pieprzem.
Teraz mieszamy w misce wszystkie pozostałe składniki marynaty - nie podam Wam konkretnych proporcji, bo nigdy nie gotuję w ten sposób. Zero odmierzania, po prostu przyprawiam i próbuję czy odpowiednio czuć każdy aromat. Jeśli nie czuć, bądź czuć za słabo - sypiemy więcej, aż do uzyskania naprawdę aromatycznej i esencjonalnej mieszanki.
Wrzucamy w to wszystko naszego kurczaka i odstawiamy do lodówki - zrobione.
Czas teraz przygotować warzywa - ciachamy wszystko na plasterki (nie za cienko), po czym solimy i pieprzymy. Całość skrapiamy też solidną porcją soku z cytryny i odrobiną oliwy, po czym mieszamy.
Można też dodać szczyptę garam masala - nie jest to obowiązkowe, ale całość będzie bardziej spójna smakowo, że się tak wyrażę. Na koniec jeszcze raz porządnie mieszamy i również wrzucamy do lodówki. Kiedy już wszystko ładnie się marynuje, można zrobić moment przerwy i walnąć szybki kawałek na Rock Bandzie:
Co prawda wynik może nienajlepszy, no ale procenty poszły w ruch w tak zwanym "międzyczasie" (na Foxa nie patrzcie, bo to lamuch - gra na medium, mimo że spokojnie mógłby na hardzie). btw, poznajecie customową stopę? A więc donoszę że biedactwo nadal żyje i ma się dobrze, mimo że jej ani trochę nie oszczędzam. No ale wracamy do tematu...
Zostały nam jeszcze tylko sosy, ale to już raczej szybki szpil: mieszamy co trzeba w dwóch miskach i po sprawie.
No, teraz pozostaje już tylko poczekać aż kurczak nasiąknie smakiem marynaty i można przechodzić do pieczenia.
Wyjmujemy kurczaka z lodówki jakieś pół godzinki przed wrzuceniem na ruszt, żeby doszedł do temperatury pokojowej. Rozpalamy grilla, po czym układamy warzywa na tackach do pieczenia (w przypadku braku tacek można powbijać na patyczki bądź szpikulce, ale moim zdaniem to zbyt dużo zabawy). Aha, no i odpowiadając z góry na pytania: nie, prezerwatywy NIE są konieczne do tego przepisu, w sumie nie wiem co tu robią. Ale pamiętajcie dzieci: jeśli nie chcecie złapać trampka, to "minister zdrowia ostrzega", itp. itd.
A skoro już jesteśmy przy misji edukacyjnej, to poniżej kurs ekspresowego rozpalania grilla by Fox. Wystarczy do tego suszarka w trybie "turbo" i w parę minut robi się wulkan, że hej. Lepsze i szybsze od dmuchania - to na pewno.
Raz, dwa, dziesięć i gotowe. Gdy już węgle ładnie się żarzą, wrzucamy na ruszt tacki z warzywami. Trzeba dopilnować by zawartość nie wystawała poza żar, no i oczywiście od czasu do czasu mieszać (szczególnie jeśli pieczemy na ostrym ogniu, co polecam - tacki i tak pochłaniają sporo temperatury, a całość będzie gotowa szybciej).
Uważamy tylko, żeby starannie mieszać w zagłębieniach (bez tego część warzyw niechybnie się zwęgli, a przecież nie o to chodzi). Gdy już jesteśmy zadowoleni z efektu, możemy zdejmować warzywa i przystąpić do pieczenia kurczaka.
Smarujemy ruszt olejem (żeby mięso nam nie przywarło), po czym wrzucamy. Jeśli marynaty było sporo i mięso jest zbyt mokre, wtedy można je odrobinę odsączyć. Pieczemy standardowo z obu stron aż do uzyskania ładnej, złotej skórki - byle nie za długo, bo całość wyschnie (chociaż marynata powinna częściowo temu zapobiec).
Jeśli robi się nierównomiernie (jak na zdjęciu powyżej, ekhem), to odpowiednio żonglujemy, odstawiając te lepiej zrobione kawałki w chłodniejsze miejsce - wiadomo. Jeśli natomiast miejscowo przypieka nam się zbyt mocno, wtedy można zaaplikować niewielką ilość oliwy, bądź masła. Po zdjęciu kurczaka zostaje nam już tylko ostatni krok, czyli tortille.
Wrzucamy je na ruszt i pieczemy do lekkiego zrumienienia - ale LEKKIEGO, bo inaczej ich nie zegniemy i wyjdzie z tego bardziej jadalny tależ, niż kanapka (co w sumie nie jest złe, zaś w Meksyku to dość powszechna praktyka). Jeśli jednak chcemy je składać bądź zawijać, wtedy pieczemy tak, by tortilla była w miarę chrupiąca, ale wciąż giętka (przynajmniej na tyle, żeby dało się ją złożyć chociaż na pół).
Co do samego mięsa, to możemy je odrobinkę rozdrobnić. Przed nałożeniem próbujemy jeszcze, czy nie trzeba więcej soli, po czym możemy nakładać. Poniżej klasycznie przedstawiam szczegółowe montowanie całego patentu:
I w tym momencie jesteśmy ostatecznie gotowi - smacznego! Jak widać powyżej, Fox nie mógł się już doczekać konsumpcji - i szczerze mówiąc wcale mu się nie dziwię :D
Kilka rad na koniec:
-warto zaopatrzyć się w folię aluminiową i częściowo owijać nią gotowe kanapki - dzięki temu nic nie wycieka i można jeść bez stresu ubabrania się tym wszystkim. Aczkolwiek wiadomo - serwetki nigdy nie zaszkodzą i dobrze je mieć pod ręką.
-fajną opcją jest podanie wszystkiego osobno na stół, dzięki czemu biesiadnicy sami zmontują sobie tortille zależnie od gustu (szczególnie, jeśli zrobimy jeszcze kilka dodatkowych sosów bądź sałatek, wtedy każdy może dobrać sobie swoje własne combo).
-wariant dla leniwych: kupujemy gotową pastę curry (dostępna w większości marketów), mieszamy z jogurtem, po czym marynujemy w tym kurczaka. Zero roboty, a efekt przeważnie całkiem niezły. Jest to też dobra opcja, jeśli nie macie dostępu do wymaganych w przepisie przypraw.
-jeśli chce się Wam bawić (bądź np. zapomnieliście kupić tacki), to spokojnie można całość upiec w formie szaszłyków, po czym ściągać ze szpadek do tortilli. Wymaga to rzecz jasna pokrojenia kurczaka w kostkę, ale na tym różnice się kończą.
OK, to tyle na dziś - życzę smacznego i jak zwykle zachęcam do eksperymentów! Z kolei następnym razem proponuję coś dla fanów kuchni greckiej, a mianowicie Souvlaki (i nie tylko). A teraz już pozdrawiam i do następnego grilla...