Metro 2033 - książka a gra

BLOG
625V
SoQ | 02.07.2010, 01:37
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

W zalewie shooterów FPP raczących nas tak absurdalnymi widokami jak radzieckie bataliony spadające z nieba, lub tak nużącymi jak powtarzane po raz n-ty pola bitew II Wojny Światowej, Metro 2033 wydaje się nie lada rodzynkiem. Klaustrofobiczne korytarze moskiewskiej kolejki, ciemność, wizja świata, a raczej jego strzępów, po nuklearnej katastrofie i walka z mutantami od pierwszej chwili przemówiły do mnie tak mocno, że na drugi dzień z wywieszonym jęzorem poleciałem do sklepu po książkę. Tam klimat jest jeszcze gęstszy i co zrozumiałe bardziej dogłębnie przedstawiony. Jak zatem wirtualne hasanie z bronią ma się do tego, co możemy przeczytać w dziele Dmitrija Głuchowskiego?

W zalewie shooterów FPP raczących nas tak absurdalnymi widokami jak radzieckie bataliony spadające z nieba, lub tak nużącymi jak powtarzane po raz n-ty pola bitew II Wojny Światowej, Metro 2033 wydaje się nie lada rodzynkiem. Klaustrofobiczne korytarze moskiewskiej kolejki, ciemność, wizja świata, a raczej jego strzępów, po nuklearnej katastrofie i walka z mutantami od pierwszej chwili przemówiły do mnie tak mocno, że na drugi dzień z wywieszonym jęzorem poleciałem do sklepu po książkę. Tam klimat jest jeszcze gęstszy i co zrozumiałe bardziej dogłębnie przedstawiony. Jak zatem wirtualne hasanie z bronią ma się do tego, co możemy przeczytać w dziele Dmitrija Głuchowskiego?xxxxx
 

Muszę przyznać, że w Metro 2033 szarpało mi się po prostu bardzo dobrze. Po pierwsze gra całkiem udanie wykorzystuje potencjał, jaki daje przebogate tło fabularne z "knigi". Sam autor czuwał i nad growym scenariuszem, więc ten, mimo iż w paru miejscach nawet znacznie odbiega od pierwowzoru, to podążą tą samą ścieżką. Jeśli czytaliście reckę Butchera, lub - jeszcze lepiej - graliście w produkcję 4A Games, to wiecie o co chodzi. Jako nieświadomy jeszcze swojej roli Artem wyruszamy z rodzimej stacji - WOGNU, z misją ratowania ludzkości gnieżdżącej się w korytarzach i coraz bardziej naciskanej przez atakujące ze skażonej radioaktywną chmurą powierzchni. Zawsze byłem fanem gier "z fabułą", dlatego też wiele FPS-ów często mnie odrzucało, choćby taki Far Cry 2, którymi mimo czarującego i otwartego świata po prostu nie potrafił mnie przyciągnąć. Miło zatem widzieć, że i shooter potrafi nieźle opowiadać historię, choć do tego po części przyzwyczaiły nas i ostatnie produkcje Infinity Ward (a że fabuła z nich jest naciąga, to temat na oddzielną dyskusję). Zresztą, z takim potencjałem jak książkowe Metro 2033 trudno było ten element spartolić, choć nie obeszło się bez paru uproszczeń i skrótów. Niektóre po przeczytaniu książki wydają się nawet zbyt mocne, wręcz odzierające opowiadają historię z pewnej magii i skomplikowania. W wirtualnym Metrze zdegradowano choćby rolę Polis jako mistycznego miejsca, prawdziwej mekki o której krążą legendy i która jest centrum kulturalnej spuścizny pozostałej w tym brudnym świecie. Z drugiej strony dobrze wypada choćby buszowanie po Wielkiej Bibliotece i parę innych momentów, które miło zobaczyć niejako na własne oczy po tym, gdy widzieliśmy je oczami wyobraźni.

 


Wiadomo, FPS nigdy nie będzie operował taką ilością dialogów jak prawie sześciuset stronicowa opowieść. Niemniej na pochwałę zasługuje fakt, że autorzy gry za wszelką cenę starali się przemycić ich jak najwięcej. Mamy zatem choćby filozoficzne pogaduchy z Chanem (w grze zwanym Khanem), albo raczej powinienem napisać - filozoficzne monologi Chana. Nie wykorzystano bowiem z kolei potencjału postaci głównego bohatera, który jest milczącym słupem soli. Książkowy Artem to momentami gaduła, zadający towarzyszom podróży wiele pytań. Ciekawy życia w najdalszych rewirach metra, życia tak innego od tego, które wiódł na rodzinnej stacji. Wspominający dom z rozrzewnieniem, ale też twardo stąpający po ziemi i świadomy faktu, że może go już nigdy nie zobaczyć. Do tego niemal nieustannie dręczony jest koszmarami i dziwnymi wizjami. Tymczasem w grze dostajemy niemowę, który wydaje się w ogóle nie mieć własnego zdania, mimo tego, że napotkani towarzysze niedoli starają się go usilnie wciągnąć w wir rozmowy. Tutaj generalnie growe Metro daje ciała. Całe szczęście, że chociaż postarano się o specyficzne majaki Artema i momenty, gdy nie końca ogarniamy co się kotłuje pod naszą czaszką. Bywa nawet strasznie, a strach przed ciemnościami stanowił jedną z głównych spirali szaleństwa, stopniowo ogarniającego ludzi żyjących pod ziemią. Całość daje też ciała w paru czysto growych aspektach. Detekcja kolizji bywa spaprana, walka - mało dynamiczna, a momenty skradankowe - choć opcjonalne - bardzo męczące (w ciemnościach momentami po prostu gów.. widać). Zaskakuje natomiast przemyślana struktura leveli, które mimo iż w lwiej części są obszarami zamkniętymi (w końcu to głównie tunele i korytarze), potrafią być zróżnicowane. Generalnie zatem tytuł dość gładko broni się przed zmieszaniem z błotem, choć trudno ukrywać, że większość nadrabia klimatem i genialnym, rosyjskim dubbingiem.

 


Zaryzykuję stwierdzenie, że bez magii czerpanej garściami z kart książki, growe Metro 2033 byłoby jedynie nieco ponad przeciętnym FPS-em. Tymczasem jest FPS-em całkiem dobrym i choć wiele brakuje do hitu na jaki gra była lansowana, to i tak można śmiało nakarmić ją swoją konsolę. Jeśli już to zrobiliście i post nuklearna wizja Moskwy urzekła Was tak samo jak mnie, to gorąco zachęcam do lektury książki. Tutaj klimat życia głęboko pod ziemią jest jeszcze cięższy, bardziej odczuwalny i namacalny, a wszystko jest niemal "bigger, better and more badass" :) Zresztą zawsze warto na kilka wieczorów oderwać się od pada i TV.

Oceń bloga:
3

Komentarze (7)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper