Green and yellow
45. Super Bowl za nami. Kto oglądał ten na pewno nie żałuje, bo emocji było co nie miara. Po zaciętym spotkaniu, podczas którego losy tytułu ważyły się praktycznie non stop, Green Bay Packers pokonali 31:25 Pittsburgh Steelers, sięgając po czwarte w historii zwycięstwo w Super Bowl. Rzućmy zatem okiem na dorobek zasłużonego dla futbolu amerykańskiego klubu z miasta, które nosi przydomek „TitleTown”.
45. Super Bowl za nami. Kto oglądał ten na pewno nie żałuje, bo emocji było co nie miara. Po zaciętym spotkaniu, podczas którego losy tytułu ważyły się praktycznie non stop, Green Bay Packers pokonali 31:25 Pittsburgh Steelers, sięgając po czwarte w historii zwycięstwo w Super Bowl. Rzućmy zatem okiem na dorobek zasłużonego dla futbolu amerykańskiego klubu z miasta, które nosi przydomek „TitleTown”.
„TitleTown” czyli miasto tytułów, to nazwa jak najbardziej zasłużona. Green Bay Packers mają bowiem na koncie najwięcej mistrzostw konferencji spośród wszystkich teamów w NFL - dwanaście. Jednak samo miasto i klub są szczególne z kilku innych powodów. - Zespół z najmniejszego miasta w lidze, wygrał największy mecz - tak do zwycięstwa Packers odniósł się tuż po spotkaniu komisarz ligi NFL - Roger Goodell. Green Bay to bowiem dość skromna, licząca nieco ponad 100 tysięcy mieszkańców mieścina. Zatem praktycznie każdy mieszkaniec miasta zmieściłby się na stadionie w Teksasie, gdzie rozgrywany był tegoroczny Super Bowl. Poza tym absolutnym fenomenem w amerykańskim sporcie jest to, że Green Bay to klub, którego właścicielami są kibice. To jedyny taki przypadek w Stanach.
Zwycięstwo i sięgnięcie to kolejny tytuł miało dla wszystkich w Green Bay szczególny smak. Po pierwsze, na kolejny triumf w Super Bowl zielono-żółci czekali 15 lat, od 1996 roku. Poza tym trofeum Vince'a Lombardiego, o które walczą dziś futboliści, nazwane jest tak od imienia legendarnego trenera Packers. Lombardi wygrał z Green Bay dwa pierwsze Super Bowl - w 1966 i 1967 roku. Poniżej dla chętnych trzy części dokumentalnego filmu traktującego o pierwszym z tych meczów. Kawałek historii więc jeśli ktoś jest zainteresowany tematem to polecam.
Wracając jednak do czasów teraźniejszych, to nic dziwnego, że trener Mike McCarthy i wielu zawodników Pakcers podkreślało po finale, że trofeum Vince'a Lombardiego wreszcie wraca do domu. Swoją drogą, puchar - ważąca ponad 3 kilo srebrna piłka, w odróżnieniu np. od hokejowego Pucharu Stanley'a, robiony jest co roku i każda drużyna otrzymuje go na własność.
Jeśli zaś chodzi o sam mecz, to Steelers grali kiepsko. Ich ewentualne zwycięstwo, którego biorąc pod uwagę zaciętą końcówkę „na styku” nie dało się wykluczyć, byłoby po prostu niezasłużone. Słabiuśko bronił Troy Polamalu, cienko rzucał Ben Roethlisberger, a drugi touchdown dla Packers, po jego przejętym podaniu okazał się kluczowy. Gdyby nie to, dziś cieszyliby się Steelers, bowiem obie drużyny dzieliło w końcowym rozrachunku zaledwie 6 punktów (po wspomnianym błędzie Packers zdobyli ich 7). W sumie, jeśli dodamy do tego dwa kolejne turnovery (momenty, gdy drużyna broniąca się przejmuje piłkę i przerywa tym samym natychmiast fazę ataku rywali) to wyjdzie, że przez własne błędy Steelers stracili aż 21 punktów. Co prawda gra quaterbacka Packers Aarona Rodgersa w moim odczuciu nie powalała na kolana (24 celne podania na 39 prób, 3 zakończone touchdownami ale – co ważne – zero strat), ale gość zasłużenie został wybrany MVP.
Zachęcam zatem do obejrzenia skrótu meczu, a zakończymy tak jak poprzednim razem muzycznie, oczywiście tym razem kawałkiem o mistrzowskiej drużynie.