Recenzja gry: Bloodborne

BLOG RECENZJA GRY
1368V
Recenzja gry: Bloodborne
Sendo1910 | 21.07.2016, 20:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Czy umieranie może być fajne? Nawet bardzo, jeśli gra się w tytuły od From Software. Tę chlubną tradycję podtrzymuje Bloodborne, który daje odetchnąć od typowego rycerskiego rynsztunku, zabierając nas w świat lamp naftowych, garłaczy czy eleganckich cylindrów. I to w jakim stylu! Wiedzcie, że ta przygoda na długo zapadnie w waszej pamięci…

Na wstępie zaznaczę, że nigdy wcześniej nie grałem w jakąkolwiek część Dark Souls, czy tym bardziej w protoplastę tej słynnej serii - Demon Souls. Zawsze odpychał mnie ten mityczny poziom trudności, który oddzielał chłopców od pełnokrwistych hardkorowców, pławiących się w rozkoszy ciągłego umierania. Myślałem że to nie dla mnie – w końcu po co grać w coś, co teoretycznie podkłada ci nogi na każdym kroku, drwiąc z twojej bezradności i braku umiejętności? Na szczęście niezdecydowanie ustąpiło w pewnym momencie wielkiemu entuzjazmowi, związanemu z kolejną produkcją ze stajni From Software o tajemniczej, ale jakże trafionej przez pryzmat czasu nazwie. Bloodborne rozwiał moje wszelkie wątpliwości o kunszcie japońskiego dewelopera i rozkochał mnie w… umieraniu.

Oczywiście nijak nie można porównywać omawianej pozycji do swoich poprzedników. Bloodborne to całkowicie nowa koncepcja zrywająca z typowym światem fantasy na rzecz wiktoriańskich klimatów, o których wspomnę w dalszej części recenzji. Faktem jednak jest, że taka zmiana doprowadziła do niejakiego odświeżenia formuły, z której słynnie seria Dark Souls. Jest niezwykle ponuro, otaczający nas świat, choć piękny w swojej pierwotnej formie, razi nas surowością, a w oddali czuć wszechobecną grozę. Na szczęście wspólny mianownik obu serii został zachowany – poziom trudności, szczególnie na początku wgniata nas w brukowane ulice majestatycznego Yharnam.

   

Po standardowym wykreowaniu swojej postaci, wybraniu jej pochodzenia (m. in weteran wojskowy, postać o okrutnym losie, trudnym dzieciństwie czy „ostatni ocalały”) i przebrnięciu przez niedługi wstęp, zaczynamy swoją przygodę. Od początku czuć specyficzny, przygnębiający klimat - Yharnam jest w opłakanym stanie, a my wcielamy się w łowcę mającego zażegnać plagę zła trawiącą to miasto. Początkowo bez broni, musimy stawić czoła napotkanym przeciwnikom. Oczywiście wynik takiego starcia jest wiadomy, stąd szybko giniemy i przenosimy się do Snu Tropiciela – naszego punktu wypadowego, który umożliwi nam kupowanie i ulepszanie broni, odprawianie rytuałów, przenoszenie się do alternatywnych poziomów (losowo generowane lochy) oraz wybieranie poszczególnych odkrytych przez nas miejsc z Yharnam. Dostajemy tam też pierwszą broń, która jest niezbędnym przedmiotem w walce z kimkolwiek. Szczerze, jest to jedno z najładniejszych miejsc w grze, choć diametralnie różni się od ulic Yharnam – jest ciche, pogrążone w letargu, usadowione jakby w centrum nicości i otoczone z dala wielkimi słupami. W mieście i okolicach porozrzucane są specjalne lampki, które umożliwiają nam teleportację do tego miejsca. Nie jest ich przesadnie dużo, stąd warto odkrywać skróty i uczyć się topografii miasta. Dodatkowo pojawiają się w miejscach starć z bossami i stają się aktywne po naszych zwycięstwach.

   

Tło fabularne nie jest wyraźnie wyeksponowane – musimy zazwyczaj sami dochodzić do informacji i łączyć fakty za pomocą przedmiotów czy chociażby głosów nieufnych ludzi pozamykanych w swoich domostwach. Taki zabieg jest jak najbardziej trafiony, ponieważ wpisuje się charakter tego tytułu – ma być tajemniczo, strasznie a gracz powinien czuć wyobcowanie i niepewność. I to się jak najbardziej spełnia. Moje początkowe godziny z tym tytułem upłynęły przy przemykaniu się pomiędzy tabunami gotowych do ataku ludzi i wypuszczaniu się jak najdalej. Niepokojące dźwięki i ryki bestii tylko potęgowały ten wspaniały klimat.

Wspomniane Yharnam jest imponujące. Miasto swoją architekturą i designem poszczególnych miejsc robi piorunujące wrażenie. Jest miszmaszem XIX - wiecznego Londynu, Edynburgu i Paryżu. Wielkie skupiska wież, masywne budynki czy okolice z gigantycznymi młynami, w połączeniu z wiszącym nad nami Księżycem, tworzą niezapomniane wrażenia. Yharnam początkowo wymaga dużego skupienia i cierpliwości. Nie jest typowym sandboxem, gdzie z marszu możemy wszędzie się dostać. Poszczególne, nazwijmy to rejony, są zablokowane i wymagają dociekliwości z naszej strony. Trzeba zwiedzać każdy kąt i próbować wskakiwać nawet na najbardziej irracjonalne ścieżki – często się to opłaca i można znaleźć dalszą drogę, lub np. dźwignię do zamkniętej wcześniej bramy. Ponadto twórcy stworzyli wiele ukrytych lokacji, w których można odnaleźć cenne przedmioty. Przy opisywaniu Yharnam nie można również pominąć ewidentnych nawiązań do klasyków grozy i weird fiction, na czele z Howardem Philipsem Lovecraftem. Kreacja niektórych miejsc czy maszkar jest jak żywcem wyjęta ze stronnic ich tekstów. Dla fanów tego typu prozy będzie to jedna wielka uczta. W końcu jak się wzorować, to od najlepszych, prawda?

   

   

Kwintesencją Bloodborne jest system walki, który ze względu na przyjętą epokę, z pewnością różni się od tego z Dark Souls. Przede wszystkim marginalną rolę odgrywają tarcze, które przy starciach z większymi przeciwnikami kompletnie się nie sprawdzają. Nowością za to są bronie palne, z których strzelamy za pomocą srebrnych kul. Nie jest ich przesadnie dużo, jednak są tak urozmaicone, że każdy znajdzie coś dla siebie. Jest zwykły pistolet, garłacz, strzelba, rozpylacz płomieni czy chociażby ręczne... działo! Jeszcze  fantazyjniej przedstawiają się bronie białe. Oprócz umownie zwykłego miecza czy rozsuwanego topora, mamy piłę o charakterystycznym zagięciu trzonka, Włócznię karabinową, Mieczomłot czy Tonitrusa. Bronie mają dwa tryby działania – krótki, jednoręczny i długi, wymagający obu rąk. Niektóre są nieocenione w walce na dystans, inne za to mają specjalne właściwości równie sprawdzające się na placu boju. Każdą broń możemy ulepszać za pomocą specjalnych Krwawych Klejnotów i Tętnień Krwii - niecodziennej waluty, za którą można ponadto kupować przedmioty i kolejne levele dla naszej postaci. Ogromnym ułatwieniem jest możliwość znakowania przeciwnika. Wtedy nasz łowca skupia się na konkretnej kreaturze, co daje nam możliwość kontroli nad pojedynkiem. Innymi słowy - mniej chaosu, więcej czystej techniki!

   

Starcia z wszelakimi kreaturami możemy przeprowadzać na kilka sposobów. Podstawą jest opanowanie mechanizmu zadawania ciosów i odpowiedniego timingu. W zależności od sytuacji, lub własnego widzimisię, możemy zadawać ataki lekkie lub mocne, z tymże mogą mieć one różną siłę uderzenia ze względu na możliwość przytrzymywania przycisków ataku. Trzeba mieć jednak na uwadze poziom staminy czy długość wykonywania uderzeń. Lekkie zabierają mało energii i czasu, jednak są mniej efektywne niż ataki mocne, które z kolei wymagają większych zamachów i kosztują sporo siły. Te oczywiste zależności mają ogromne znaczenie w świecie Bloodborne, gdzie każdy przeciwnik wymaga innej techniki i takiego samego... respektu. Warto również zaznaczyć, że przeciwnicy odradzają się po każdym naszym zgonie, lub po opuszczeniu lokacji. Dla niektórych może to być prztyczek w nos, inni natomiast przejdą koło tematu bez emocji. Po dłuższych sesjach z grą na pewno docenia się takie rozwiązanie, ponieważ łatwo zbierać „fundusze” na ulepszenia, ułatwiające i tak wymagającą rozgrywkę, szczególnie dla mniej wprawionych łowców.

Wachlarz naszych przeciwników jest naprawdę różnorodny. Od kilku typów przemienionych w bestie chłopów, przez podgnite psy, mocno zdeformowane kruki o naprawdę sporych gabarytach, wiedźmy, wielkie humanoidalne stworzenia o równie imponujących broniach, gargantuiczne szczury i insekty, wężo-podobne potwory, zjawy, wilkołaki, a kończąc na bossach, będących swoistą wisienką na torcie. Jak w przypadku Dark Souls, nawet najsłabszy przeciwnik może łatwo nas  zabić, jeśli go zlekceważymy. Warto więc z dystansem podchodzić do walk i unikać starć z grupą wrogów. Często nawet zwinność naszego bohatera może nie wystarczyć do ucieczki od kilku natrętnych przeciwników. Aby urozmaicić nasze pojedynki, autorzy udostępnili cały szereg przydatnych gadżetów, jak otoczaki do zwabiania pojedynczych wrogów, specjalne preparaty dodające na krótki czas naszym broniom efekty ognia czy prądu, lub tzw. grudki krwii bestii, które przy naszych ciągłych atakach, zwiększają zadawane obrażenia. Nawet bez tych pomocy starcia są niezwykle emocjonujące – krew leje się strumieniami, zachlapując ściany i ubranie łowcy.  Jęki i odgłosy towarzyszące zarzynanym bestiom wywołują wielki uśmiech na naszej twarzy, a satysfakcja z pokonania największego badassa bossa jest nieoceniona.

   

   

Bossów można podzielić na opcjonalnych i głównych. W sumie jest ich kilkunastu i każdy, podobnie jak spotykane na ulicach stworzenia, wymaga odpowiedniej techniki, czasem umiejętności, a innym razem szczęścia... Jak przystało na bliskiego krewnego Dark Souls, po śmierci nasze oszczędności zostają w miejscu, gdzie dostaliśmy po tyłku, lub zostają przechwycone przez przeciwnika. Tętnienia można zawsze łatwo odbić, lecz warto w miarę regularnie je wydawać, ponieważ przez powtórną śmierć tracimy je wszystkie.

Przy polowaniu na bestie często będą nam pomagać inni łowcy, których można wezwać za pomocą Dzwonu Przywołania, wykorzystując tzw. Wglądy. W wielu fragmentach gry okazują się nieocenieni, innym razem po prostu ułatwiają nam zbieranie waluty na kolejne levele. Walki w grupach jednak dodają pikanterii rozgrywce. W końcu starcia przy boku sojuszników do kupa dobrej zabawy. Niestety, przywołani łowcy mogą poruszać się po określonych rejonach Yharnam, stąd wyprawy po całym mieście nie wchodzą w grę. Wielka szkoda.

Bloodborne, mimo tony czystej grywalności, zmaga się z kilkoma mankamentami, które w małym stopniu mogą rzutować na końcowej ocenie tego tytułu. Pierwszy z nich to oprawa graficzna, która jak na możliwości PlayStation 4 nie jest wysokich lotów. Jest po prostu dobra i tylko dobra. Dzięki wspaniałemu level designowi tworzy na szczęście naprawdę godne uwagi połączenie, jednak grając w ten tytuł ciągle czuć, że dobrze mógłby się pojawić na PlayStation 3. Z czysto technicznych aspektów muszę nadmienić o dość powszechnych atakach przez ściany czy schody, co może nużyć i podcinać skrzydła. Zdarzają się też incydentalne glitche, jak np. wpadanie w ściany czy zakleszczanie się przy kilku różnych bryłach, ale naprawdę trzeba się mocno napocić, żeby takowe wyszukać. Autorzy ponadto nadali naszym postaciom pewne immunitety nietykalności. Gdy następuje interakcja z drzwiami, nasz bohater staje się nie do ruszenia, mimo że ma na plecach rozwścieczony tłum. Trochę to sztuczne, tym bardziej w grze, gdzie wszędzie łatwo o szybką śmierć. Bloodborne nie może się niestety pochwalić dobrą mimiką twarzy postaci – jest podobnie, jak w The Elder Scrolls V: Skyrim. Nasi rozmówcy ledwo ruszają ustami, są strasznie bez emocjonalni i trochę szkoda, że brakuje im życia w tym obumarłym świecie. Na koniec trzeba wspomnieć o spadkach animacji, co chyba nie jest czymś odkrywczym na current – genach. Przy większej „sieczce” animacja lekko niedomaga. Nie wpływa to co prawda diametralnie na rozgrywkę, jednak jest bardzo zauważalne i często się zdarza. Niestety.

            

Bloodborne’a może określić z całą odpowiedzialnością grą wybitną. To wspaniałe odświeżenie lubianej przez tysięcy graczy formuły od From Software. Jest wymagający, bezlitosny i wciąga na dziesiątki godzin. Początek rozgrywki jest kluczowy – jeśli łykniesz całą ideę gry, przebolejesz pierwsze chwile  i nie zniechęci cię poziom trudności – wsiąkniesz na całego. Jeśli natomiast będą cię irytowały ciągłe respawny przeciwników, brak podpowiedzi, samouczków, checkpointów czy innych oczywistości z dzisiejszych realiów – daruj sobie, taka jest filozofia From Software. Filozofia nastawiona na głęboką immersję, bliski kontakt gracza z łowcą, zwiedzanie, śmiertelne pojedynki i poznawanie przyczyn nadnaturalnych zjawisk w Yharnam. To nie jest gra dla każdego, ale każdy powinien przynajmniej spróbować w nią zagrać. Być może ten hit przywróci wiarę niedowiarkom, że w dzisiejszych czasach da się stworzyć unikalny tytuł AAA, który dużo wymaga, ale i też nagradza włożony trud. Bloodborne to ścisła czołówka RPG-ów obecnej generacji. I gier w ogóle.

 

Oceń bloga:
2

Atuty

  • Gameplay
  • Niepowtarzalny klimat
  • Design Yharnam i postaci
  • Szeroka gama przeciwników
  • System walki
  • Bossowie
  • Długość

Wady

  • Spadki animacji
  • Mimika twarzy
  • "Tylko" dobra grafika
Sendo1910

Łukasz Kędzierski

Jedna z wizytówek PlayStation 4, która pochłonie Cię do reszty. Graj i giń!

9,0

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper