Piątkowa GROmada #316 - Bijatyka z niezrozumiałą decyzją w tle
Motywem przewodnim dzisiejszego dnia będzie zemsta autorstwa człowieka uznawanego przez otoczenie za zmarłego – pełna brutalności, tequilli oraz dziwnych decyzji. A to od studia znanego głównie za sprawą skradanki i survivalu. Przygotujmy więc coś na rozluźnienie atmosfery, bo to przyda się podczas opowieści o bijatyce nazwanej tak samo jak prowizoryczny nóż, czyli Shank.
Witam was w ramach kolejnego odcinka Piątkowej GROmady, gdzie tym razem przedstawię Shank w wersji na Windowsa (tytuł ukazał się także na PS3 i X360). Jest to przedstawiciel bijatyk 2D, gdzie gracz wciela się w tytułowego bohatera i przemierza wyglądające na meksykańskie rubieże. Tam wymierza sprawiedliwość w bardzo brutalny sposób wykorzystując do tego tytułowe ostrze czy maczety. Sprawdźmy więc, czy to wymierzanie sprawiedliwości wypada dobrze.
Dwie drobne noty na początek:
- Jeśli ktoś ogrywa wersję na Windowsa, to niech wcześniej wejdzie w opcje gry i wybierze wersję nieprzyciętą. Szerzej opiszę to w części poświęconej opowieści – bo różnice są i to na tyle widoczne, że należy o nich wspomnieć.
- Poza kampanią dla pojedynczego gracza, Shank ma także krótką kampanię kooperacyjną osadzoną przed wydarzeniami z podstawki. Niemniej jest to lokalny co-op, stąd też nie ograłem tej cząstki.
Bijatyka z niezrozumiałą decyzją w tle, czyli recenzja Shank
Okładka wersji na Windowsa (Steam)
Shank will have you shooting and slashing your way through hordes of enemies in a stylized slaughter fest. Embark on a brutal path of blood soaked revenge as Shank battles his way through the criminal underground in his quest for retribution.
W Shank będziesz strzelać i przecinać drogę przez hordy wrogów w stylizowanej jatce. Wyrusz na brutalną ścieżkę przesiąkniętej krwią zemsty, gdy Shank będzie torował sobie drogę przez przestępcze podziemie w poszukiwaniu zemsty.
Fragment opisu z wersji dystrybuowanej poprzez Steam z tłumaczeniem
Shank to w dużym skrócie dość brutalna opowieść o zemście z wyrazistymi postaciami w tle, dość zrozumiała przyczyną zachowania tytułowego bohatera. Całość została podzielona na rozdziały, które to można potem niezależnie od siebie powtarzać. W tym miejscu warto nadmienić o dwóch poziomach trudności: Normalny i Trudny. Ten drugi chociażby ogranicza liczbę punktów kontrolnych, co może rodzić pewne problemy we fragmentach ze skakaniem. W końcu w przypadku wersji platformowej jeden błąd oznacza zgon, co przy tym modelu rozgrywki może irytować. Co do jej samej długości, to ta nie jest długa, bo nawet licząc nieogrywaną przeze mnie kampanię koopoeracyjną jest ona maksymalnie na 5 do 6 godzin.
I tu pojawia się chyba najdziwniejsza decyzja, czyli wypuszczenie kampanii w wersji okrojonej, co dość mocno rzuciło mi się w oczy w kilku momentach, zwłaszcza pod koniec opowieści. I jak porównałem sobie wersję przyciętą z tą „uncut” to w mojej głowie pojawiło się proste pytanie: „Kto uznał przycinanie scen przerywnikowych w Shank za dobry pomysł?”. Bo ja nie widzę tam nic tak strasznego wymagającego wycięcia/modyfikacji a jeśli już bym się uparł, to jedyne co jakoś do tego pasuje to moment śmierci Rzeźnika (okropna ze względu na wyobraźnię, a nie wizualia). W przypadku reszty to niech ktoś da znać co i jak, bo ja nie mam pomysłu. Korzyści z tego żadnej, tylko widz wydaje się w kilku momentach zdziwiony przeskokami.
Fragment cutscenki nieobecnej w wersji „cut” przedstawiający wydarzenia z masarni
Shank to przedstawiciel gatunku „beat’em up”, gdzie gracz kontroluje tytułowego bohater wymierzające sprawiedliwość. Za bazową broń służą mu, takż tytułowe, noże, później wsparte przez broń palną czy ręczną ciężką*. Dodatkowo ma on dostęp do granatów, maksymalnie 5, oraz różnych kombinacji ciosów czy akcji w stylu blok, chwyt czy skok z przyduszeniem (by potem wżenić we wroga piłę łańcuchową). A jak te kombinacje zostaną wykorzystane, zależy od gracza – niemniej narzędzi i możliwości jest sporo i są one stosunkowo łatwe do wykorzystania. A później pozostaje tylko kombinowanie, by przechodzić albo szybko albo efektywnie. I tutaj wersja „uncut” robi więcej szkody niż pożytku, a to za sprawą przypisania do akcji odpowiedzialnej za użycie apteczki (tequilla – porozrzucana na mapie, czasem upuszczana przez większych przeciwników). Bo zamiast prostej do egzekucji kombinacji mamy zwykły lekki atak, wskutek czego łatwo o „przypadkowe użycie” w trakcie walki.
Niemniej, niezależnie od wersji problemem jest to, jak przedstawione są akcje – nie za pomocą przycisku na padzie/klawiaturze, a czegoś w stylu „Wciśnij przycisk skoku, aby wykonać skok”. Rozwiązanie z kategorii średnio intuicyjnych, zwłaszcza jak rozpoczyna się przygodę z tym tytułem.
* - Element rozwoju, bo bronie otrzymuje się z czasem, szczęśliwie na stałe. Można je przełączać w ruchu.
Zwycięski parkour
Graficznie mamy do czynienia z czymś, co wygląda na skromniejszy wariant stylizowanego komiksu bez „SHAW!”, „BANG!” czy jakoś tak - jest ładnie, przejrzyście i stabilnie. To samo tyczy warstwy audio i to w każdym jej aspekcie, a zwłaszcza aktorach głosowych – ktoś, kto ich dobierał, wiedział co robi. Zwłaszcza w kwestii Shanka, prezentującego się lepiej niż ten z drugiej odsłony cyklu. A to w pewien sposób wpływa na odbiór
Skakanie w nieznane, bo domy w świecie Shank robił sadysta
I to by było na tyle, jeśli chodzi o Shank – meksykańską bijatykę z Kanady. Przyjemny kawałek kodu do ogrania w 1, góra 2 wieczory. Zdecydowanie wart polecenia jako dobre źródło relaksu.
Ankieta
Tradycyjnie, ankieta co do gry, której ma tyczyć następny recenzencki odcinek Piątkowej GROmady, a dane zbieram do kolejnego odcinka cyklu. W którym to opowiem o:
- Droga do zemsty usłana trupami i krwią, czyli recenzja Blood: Fresh Supply
Kilka słów o najlepszej odsłonie serii Blood (co nie oszukujmy się, że jest jakimś wyczynem :P) – w formie technicznej reedycji od Nightdive Studios. Gdzie Caleb najpierw wstaje z grobu, a po wygłoszeniu kultowej frazy wyrusza celem zemsty. Gdzie istotnym elementem jest kopanie głów zombie i mierzenie z dwururki do kultystów.
- Powrót do przeszłości, który nie był bolesny (Warriors of Fate)
Czyli kilka słów o zapomnianym klasyku od Capcomu, który to miałem ograć ponad 20 lat temu. I kilka tygodni temu dzięki Capcom Arcade Stadium.
- Walka o spokój, czyli recenzja Shank 2
Była pierwsza odsłona, to czemu nie opowiedzieć także o drugiej części duologii Shank?
- Spacer z czerwoną poświatą na horyzoncie, czyli recenzja Aporia: Beyond the Valley
Krótka recenzja krótkiej, ale pięknej gry o spacerowaniu i zwiedzaniu opuszczonego świata. Która to gwarantuje coś więcej niż piękne widoczki o poranku.
- Gdy teraźniejszość i przyszłość spotyka prehistorię, czyli recenzja Cadillacs & Dinosaurs
Kilka słów o starej grze niewydawanej później ze względu na osobliwą licencję - bo mamy cadilaki, dinozaury i dziwnych handlarzy.
- Odświeżenie za późno wydanej gry, czyli recenzja The Original Strife: Veteran Edition
Kilka słów o grze pierwotnie wydanej za późno i przez to wyglądającej na przestarzałą. Choć miała swoje do zaoferowania.