Jak już zapewne wiecie z HP Ściery, końcówka PE odbyła się dla nas na greckiej wyspie. Jak ekstrim, to ekstrim, a w przypadku Przemka, o to nie trzeba się martwić. Niby wszystko przemyśleliśmy logistycznie (dwa laptopy, 3 komóry, pendrive'y, kable, przejściówki USB, zasilacze, 15 sztuk akumulatorków, wydruki rozpiski numeru), ale zawsze jest prawdopodobieństwo, że coś pójdzie nie tak, albo wybuchnie wulkan, albo nie będzie neta, albo okaże się, że nie wzięliśmy ze sobą jakiegoś ważnego materiału. Dlatego wychodząc z domu serce miałam w gardle, że kilka tys.km od domu okaże się, że coś nas zaskoczy,na całe szczęście obyło się jednak bez zaskakujących problemów uff...
Jak już zapewne wiecie z HP Ściery, końcówka PE odbyła się dla nas na greckiej wyspie. Jak ekstrim, to ekstrim, a w przypadku Przemka, o to nie trzeba się martwić. Niby wszystko przemyśleliśmy logistycznie (dwa laptopy, 3 komóry, pendrive'y, kable, przejściówki USB, zasilacze, 15 sztuk akumulatorków, wydruki rozpiski numeru), ale zawsze jest prawdopodobieństwo, że coś pójdzie nie tak, albo wybuchnie wulkan, albo nie będzie neta, albo okaże się, że nie wzięliśmy ze sobą jakiegoś ważnego materiału. Dlatego wychodząc z domu serce miałam w gardle, że kilka tys.km od domu okaże się, że coś nas zaskoczy,na całe szczęście obyło się jednak bez zaskakujących problemów uff...
Na miejscu okazało się, że hotel ma jakieś bardzo dziwne łącze, nie ma Wi-Fi, więc naszego laptopa nie podepniemym nawet w holu recepcji.Sam hotelowy komputer okazał się starym złomem z 35489 trojanami, więc Windows uruchamiał się dobre 10 minut. Przemek pierwszego dnia miał strach w oczach, ale szybki zwiad z komórką wykrył, że 100 metrów powyżej jest kolejny hotel z niezłym łaczem i Wi-Fi. Jeszcze zabawniej było, gdy okazało się, że owszem, można skorzystać z ich sieci, ale po zamówieniu czegoś z karty, co najmniej piwa. Przemkowi to się bardzo spodobało, tym bardziej, że pracował na tarasie widokowym z panoramą na morze i góry. Co prawda co kilka godzin biegł do naszego hotelu z materiałami (bo bateria laptopa starczała na 2,5h a gniazdka w restauracji nie było),ale potem znowu leciał z poskładanymi materiałami celem wysłania ich do Polski przy okazji rozkoszując się pięknym widokiem na morze.
Oto nasze "miejsce pracy" na wyspie.
Sam wypad na Kretę (już któryś z kolei) pomimo, że kilka dobrych dni zeżarła nam praca, był bardzo udany. Wypożyczonym samochodem (Fiat Panda) pozwiedzaliśmy najfajniejsze zakątki wyspy. Jedynie cena za benzynę bardzo bolała - 1,63 euro to nie to, o czym marzyliśmy podjeżdżając na stację benzynową.
Ponieważ lubimy aktywnie wypoczywać, Przemek dodatkowo lubi wypoczywać poświrowanie (momentami włącza mu się jakieś ADHD), wpadliśmy na pomysł (a właściwie Przemek wpadł), żeby zabrać ze sobą namiot, grill z osprzętem, węgiel i pełno różnych drobiazgów celem przespania się na plaży na południowo-zachodnim krańcu Krety, na Elafonissos. Szczerze powiedziawszy trochę sceptycznie podeszłam do tego pomysłu bojąc się chłodnej nocy, ale w końcu zabraliśmy namiot i nocowaliśmy poza hotelem. Wieczorny biwak zaczął się obiecująco, pomimo że na miejsce przyjechaliśmy jak już było prawie ciemno (wcześniej byliśmy na przylądku Gramvousa - zdjęcie poniżej:)
Pięknie pachnący grill, piwo, jedzenie, koce, latarki, ciepła noc, księżyc w pełni, pokrzykujące mewy, szum fal... Przemek biegał do morza schładzać kolejne browary i było bardzo fajnie dopóki nie położyliśmy się spać. Ok. 3ciej nad ranem obudziły nas jakieś głosy. Okazało się, że namiot rozłożyliśmy koło... dziupli kłusowników.Dwóch facetów z podbierakami, sieciami, latarkami i strojami do nurkowania 30 metrów od naszego namiotu zaczęło nocny połów. Ja na tyle się przestraszyłam, że zaczęłam jęczeć Przemkowi do ucha, że chcę iść do samochodu, bo się boję, więc jak tylko faceci zanurkowali do wody, Przemek odprowadził mnie do auta (było spory kawałek od plaży), a sam wrócił do namiotu, niestety nie zmrużył prawie oka, bo kłusownicy grasowali aż do 4 rano.
Poranek powitałam z wielką ulgą, i choć na początku czułam się bardzo połamana, to jednak dalsza część dnia pozwoliła mi zapomnieć o ciężkiej nocy. Ale najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że samochod zaparkowaliśmy poprzedniej nocy obok wielkiej tablicy informacyjnej, której poprzedniego dnia nie zauważyliśmy. Na tablicy było multum zakazów - zakaz palenia ognisk, biwakowania, głośnego zachowywania się itp. Dobrze, że przeczuwając, że teren może być pod ochroną, zachowywaliśmy się bardzo cicho. Elafonissos to obszar endemiczny,chroniony programem Natura 2000.
Wypadom z Przemkiem, z racji jego zakręcenia i dziwnych pomysłów, zawsze towarzyszą różne przygody.Nie inaczej było tym razem. Otóż przed pójściem spać, zaczęłam przed namiotem szczotkować zęby (oczywiście wszystko ze sobą wziełam). Zauważył to Przemek i od razu wyskoczył z "Ja też chcę , ja też! Masz dla mnie szczoteczkę?". Myjąc zęby, wskazałam palcem na torebkę, ale Przemek zamiast pasty chwycił.... maść o działaniu przeciwzapalnym, przeciwobrzękowym i przeciwżylakowym i zaczyna szczotkować zęby. W ostatniej chwili , nie mogąc jednocześnie powstrzymać się od śmiechu, krzyknęłam, że to maść, a pasta wygląda zupełnie inaczej. Mężuś musiał wypłukać szczoteczkę, a ja zachodzę w głowę jak mogą wyglądać żylaki zębów ...
Na koniec jeszcze piękne widokowe zdjęcie z Chory Sfakion oraz nasza wspólna fotka z ostatniego dnia pobytu na Krecie.