GamesCom - kapieren, aber nicht verstehen
Największe europejskie targi gier komputerowych ewoluowały przez dobrych parę lat i w chwili obecnej są naprawdę znaczącą imprezą na świecie. Pomijając fakt tego, że mają one przede wszystkim komercyjny i otwarty charakter, to jednak dostarczają coraz ważniejszych wiadomości premierowych. Ot, choćby taki Resistance 3, czy też Bioshock Infinite – i to od razu z całym, pokaźnym, grywalnym fragmentem. Zdumiewają więc te same potknięcia organizacyjne, które zdarzają regularnie co roku, przez które człowiek tylko może zastanawiać się, czy aby faktycznie targi zasługują na rangę „światowych”.
Największe europejskie targi gier komputerowych ewoluowały przez dobrych parę lat i w chwili obecnej są naprawdę znaczącą imprezą na świecie. Pomijając fakt tego, że mają one przede wszystkim komercyjny i otwarty charakter, to jednak dostarczają coraz ważniejszych wiadomości premierowych. Ot, choćby taki Resistance 3, czy też Bioshock Infinite – i to od razu z całym, pokaźnym, grywalnym fragmentem. Zdumiewają więc te same potknięcia organizacyjne, które zdarzają regularnie co roku, przez które człowiek tylko może zastanawiać się, czy aby faktycznie targi zasługują na rangę „światowych”.
Język niemiecki. Nie wiem, czego nauczają w niemieckich podręcznikach, ale po roku 1945 germanizacja została zastopowana w skali światowej, a na dzień dzisiejszy to angielski jest najpopularniejszym, wręcz standardowym językiem w środowiskach i wydarzeniach międzynarodowych. I o ile już nie ma takich dramatów, jak przy pierwszych edycjach targów w Lipsku, to i tak przebrzmiewają echa tamtych dni. Lokalne wydanie gazetki targowej doczekało się nawet tłumaczeń co ważniejszych artykułów, obsługa stanowisk posługuje się językiem Szekspira, aczkolwiek wciąż zdarzają się prezentacje prowadzone „nur fur deutschsprachige Leute”. I to nie byle jakie – samo głośne Street Fighter VS Tekken rozpoczęto przez huczne „Herzlich Wilkommen!”, a później było jeszcze lepiej – jak się okazało, show prowadzone było jednocześnie w trzech językach (dodatkowo - angielski i japoński). Najgorsza jednak była kwestia stanowisk oraz gier ustawionych w mowie naszych sąsiadów zza Odry. To było wręcz nagminne. Ileż łez uroniłem, gdy w strefie Konami przegrzała się konsola, na której testowałem nową Castlevanię – jedyna, która była po angielsku. W przypadku jednak Front Mission Evolved puściły mi hamulce. Wybrałem stanowisko, przy którym miałem „zabezpieczone plecy” i wyczekałem na odpowiedni moment. I jak tylko goście z obsługi zajęli się przez chwilę czymś innym, przeprowadziłem akcję godną „Komandosów z Navarony”. Błyskawicznie wyskoczyłem do dashboarda, wpadłem w ustawienia regionalne, które przestawiłem na angielskie i zatwierdziłem poprzez „Ja” – ostatnie słowo po Niemiecku, jakie przy tym stanowisku widziałem. Uruchomiłem od nowa grę (dało się klasycznie, bez wychodzenia do menu debugga) i sprezentowałem dla wszystkich dziennikarzy z całego świata jedyne stanowisko w zrozumiałej wersji językowej, które to ostało się chyba do końca targów.