Groza w pikselach. 4 współczesne retro horrory

Mat. sponsorowany
2735V
Groza w pikselach. 4 współczesne retro horrory
redakcja | 30.06.2018, 11:00

W czasach, gdy twórcy wysokobudżetowych horrorów dążą do tego, by ich gry były jak najbardziej realistyczne, często zapominamy o tym, co w tym gatunku jest najważniejsze – fabule i klimacie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kto nie lubi się bać? Nie widzimy wielu rąk… Popularność horrorów psychologowie tłumaczą naturalnymi skłonnościami naszego gatunku, który potrzebuje strachu do normalnego funkcjonowania. Gdy brakuje nam go w prawdziwym życiu, alternatywnym źródłem mogą okazać się na przykład gry. Nic więc dziwnego, że groza to motyw obecny w tej branży od samego, 8-bitowego zarania jej dziejów.

Twórcy pierwszych horrorów nie mieli do dyspozycji fotorealistycznej grafiki w trzech wymiarach i dźwiękowych efektów, a ich oprawa sprowadzała się do pikselowej grafiki oraz prostej muzyki z chiptune’a. Przy współczesnych produkcjach pod względem technologicznym wypadają blado, jednak gracze wspominają je wyjątkowo ciepło. I to nie tylko ze względu na sentyment.

Dobry horror nie potrzebuje bowiem efekciarstwa. Wystarczy dobrze skrojona fabuła, przemyślana mechanika i gęsta od strachu atmosfera. Potwierdzeniem tych słów są produkcje z ostatnich lat, które klimat grozy tworzą bez sięgania po najnowsze technologie, w warstwie oprawy stanowiąc hołd dla produkcji z lat 80. My wybraliśmy dla was 4 najciekawsze naszym zdaniem tytuły dostępne na PC.

Lone Surivivor (Superflat Games, 2011)

Tu nic nie wiadomo na pewno. Nienazwane miasto, bezimienny bohater z twarzą zasłoniętą maseczką, nieokreślony czas akcji i szalejąca zaraza, o której nic nie wiemy. Poza tym, że zmienia zainfekowanych w podobne do zombie bestie żądne krwi. Nie wiemy też, co konkretnie jest celem bohatera. Po prostu przeżyć? Zrozumieć sytuację, w której się znalazł? Wydostać się z miasta?

Mroczny i duszny klimat idealnie koresponduje z oszczędną oprawą. Dwuwymiarowa, pixel-artowa grafika oraz warstwa dźwiękowa z dużą ilością szumów i zgrzytów działają niezwykle sugestywnie. Szczególnie, że rozgrywka (będąca połączeniem gry point and click i survival horroru z elementami RPG) co rusz jest przerywana cut-scenkami ze wspomnieniami i dziwacznymi wizjami bohatera, który najwyraźniej zaczyna popadać w obłęd.

W łagodzeniu jego objawów mogą pomóc tajemnicze tabletki, jednak na dłuższą metę rujnują one psychikę i zdrowie bohatera. Grając w Lone Survivor sami zdecydujecie, czy zatroszczyć się o jego kondycję, czy nie zważając na niepokojące symptomy, próbować iść na przód. Do was będzie należeć wybór strategii: skradać się, czy postawić na otwartą walkę? Podejmując decyzję, pamiętajcie jednak, że nie wiadomo, co czeka was w kolejnej lokacji…

Last Door (The Game Kitchen, 2013)

Rok 1891, południowa Anglia. Jeremiah Devitt otrzymuje tajemniczy list od przyjaciela z czasów studenckich. Postanawia go odwiedzić. Jego posiadłość nie należy do najmilszych miejsc. Nazwijmy rzecz po imieniu – jest wybitnie ponura, nawet jak na realia wiktoriańskiej Anglii. Na domiar złego wkrótce po przybyciu okazuje się, że przyjaciel popełnił samobójstwo, a w domu roi się od śladów wskazujących na nadnaturalną aktywność.

Last Door przypadnie do gustu przede wszystkim miłośnikom staroszkolnych gier przygodowych typu point and click. Zwłaszcza, jeśli ci są miłośnikami prozy H.P. Lovecrafta i Edgara Allana Poe, bo fabuła serii (liczącej dwa sezony po kilka epizodów) jest naszpikowana odniesieniami do ich twórczości. Wrażenie robi też oprawa wizualna. Mimo, że to „tylko” pixel-art, jest stworzona z wręcz malarskim rozmachem, a paleta barw jest dużo szersza niż w klasycznych 8-bitowych produkcjach.

Jeśli chodzi o mechanikę, Last Door to typowa klikana przygodówka. Eksplorując pomieszczenia wiktoriańskich rezydencji będzie zbierać przedmioty, które pozwolą wam na rozwiązanie zagadek. Każda z nich jest kolejnym rozdziałem mrocznej opowieści, której początki sięgają czasów młodości głównego bohatera.

Faith (Airdorf Games, 2017)

O ile Last Door można nazwać pixel-artowym majstersztykiem, to Faith jest programowo… brzydkie. Trudno jednak poczytywać to jako zarzut, bo intencją ukrywającego się pod pseudonimem Airdorf autora było stworzenie produkcji nawiązującej do gier na Apple II. Otrzymujemy więc czarne tło i ubogą paletę kontrastujących z nim barw, a wszystko to podlane pełną dysonansów ścieżką brzmiącą dokładnie tak, jakby była stworzona na tym komputerze.

Taka oprawa idealnie pasuje jednak do fabuły gry. Jej centrum jest dom będący we władaniu demonicznych sił, które rok wcześniej pokonały już głównego bohatera – młodego księdza próbującego przeprowadzić egzorcyzmy. Ten jednak nie daje za wygraną i pewnej wrześniowej nocy wraca do posiadłości, by ostatecznie rozprawić się z nadprzyrodzonymi przeciwnikami.

Na młodego kapłana czeka mnóstwo niebezpieczeństw, a mechanika gry tylko wzmacnia klimat osaczenia. Postać nie może bowiem biegać ani skakać, poruszając się wśród przeciwników w ślimaczym tempie. Jedyną akcją, jaką może wykonać, jest wyciągnięcie krucyfiksu, jednak ten w walce z demonicznymi siłami nie zawsze okazuje się wystarczającym orężem…

Don’t Look Back (Terry Cavanagh, 2009)

Ta platformówka to najlepszy dowód na to, że dynamiczna gra grozy wcale nie musi być pełną potworów czy psychopatów strzelanką. Don’t Look Back zaczyna się w momencie, gdy bohater w strugach deszczu stoi nad grobem. Kiedy gracz naciśnie klawisz ten rusza w drogę do zaświatów, by wyrwać swoją ukochaną z rąk demonów. Zanim ją uwolni, musi pokonać trzygłowego psa i monstrum, które wygląda na samego władcę krainy umarłych.

Kiedy jednak spotka się ze swoją miłością, gra wcale się nie kończy. Musi jeszcze wyprowadzić ją na powierzchnię. A to zadanie jeszcze trudniejsze niż pokonanie hordy rogatych istot. Na parę czeka wiele przeszkód, które są zaprojektowane tak, że ich pokonanie bez odwracania się nie należy do najłatwiejszych. Problem w tym, że każdym razem, gdy bohater spojrzy na swoją ukochaną, ta rozpływa się w powietrzu. Nie przypomina wam to pewnego greckiego mitu?

Oprawa gry to wielgachne piksele, cztery kolory i kilka dźwięków, wśród których najczęściej pojawiają się szumy imitujące odgłosy deszczu i ognia, a także piekielne ryki. W kluczowych momentach towarzyszą im tylko zupełnie nie 8-bitowe smyczki. Nie tylko fani retro będą zadowoleni, bo oszczędna oprawa idzie tu w parze z ogromną grywalnością. Ta niedługa zręcznościówka będzie idealnym wyjściem, gdy okaże się, że macie niezagospodarowaną godzinkę. Zwłaszcza, jeśli zza okna spoglądać będziecie na jesienny, deszczowy wieczór.

Materiał powstał przy współpracy z Allegro.pl. 

Źródło: własne

Komentarze (17)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper