Outsider – recenzja filmu. Perfekcyjnie nijaka robota
Film gangsterski to zdecydowanie jeden z moich ulubionych gatunków. Produkcje związane z przestępczością zorganizowaną pojawiają się tak rzadko, że każdy kolejny tytuł jest wysoko na mojej liście do szybkiego obejrzenia. Długi okres oczekiwania powoduje jednak też, że jeśli coś pójdzie nie tak, to rozczarowanie jest równie duże. Tak właśnie jest w przypadku Outsidera Martina Zandvlieta, który to film można obejrzeć w serwisie Netflix.
Są lata 50. XX wieku. Amerykanin Nick siedzi w japońskim więzieniu. Razem z nim w celi przebywa członek jednego z klanów Yakuzy. Nick pomaga mu uciec, wkrótce sam wychodzi na wolność i zaczyna działać w mafii.
Outsider stanowił ogromną szansę na wciągającą, klimatyczną opowieść, która na dodatek poruszałaby sporo ciekawych kwestii. Efekt końcowy jest jednak całkowicie nijaki i nie idzie żadnym możliwym tropem fabularnym. Motyw obcy w obcym kraju sprowadza się w zasadzie do tego, że część nowych kolegów nie lubi Nicka i czasem go obraża, przypominając mu, że nigdy nie będzie prawdziwym Japończykiem. Międzyrasowy związek poprowadzony jest w najbardziej oczywisty sposób: postacie wzajemnie się sobie podobają, są też – jak sądzę, nie mam pewności – zafascynowane trochę swoją odmiennością i tyle. To może coś więcej związanego z faktem, że Nick jest nie tylko Amerykaninem, ale też byłym członkiem armii, która pokonała wojska Japonii podczas II wojny światowej i obecnie okupuje kraj? Też nie. Pytanie, czy przybysz z zewnątrz może wtopić się w otoczenie, przyjąć zastane normy i tradycje, czy jednak w ostatecznym rozrachunku zawsze będzie działał na własne konto niestety również pozostaje bez odpowiedzi.
To ostatnie spowodowane jest także tym, że o Nicku tak naprawdę nic nie wiadomo. To chodząca enigma, konia z rzędem temu, kto będzie w stanie wytłumaczyć, jakimi motywacjami się on kieruje, do czego dąży. Do tego bohater ten nie wykazuje absolutnie żadnych emocji. Wcielający się w niego Jared Leto (bo oczywiście w filmie o japońskiej mafii pierwsze skrzypce musi grać biały) przez cały film ma dokładnie tę samą minę. Nie jestem fanem jego aktorskiej metody (Joker z niego żaden), więc w sumie nie dziwię się, że nie był w stanie przekonać mnie do tego, by przejmować się historią Nicka. Tym bardziej, że nie ma tu żadnej ciekawej postaci, kogoś kto wyróżniałby się na tle reszty. Wszyscy są perfekcyjnie nijacy.
Na prawdziwy cud zakrawa zatem fakt, że mimo wszystko Outsidera da się obejrzeć bez większego bólu. Film ma całkiem niezłe tempo, do tego w ostatnich dwudziestu minutach nawet zaczyna się coś dziać. Szkoda tylko, że efektem tego jest tak głupie i bezsensowne zakończenie. Film Zandvlieta jest tak bardzo pozbawiony życia, klimatu i czegokolwiek, co byłoby w stanie wywołać choćby szczątkowe emocje, że w zasadzie nie bardzo jest nawet o czym pisać recenzję. Ostatecznie największym plusem Outsidera może być to, że jest dostępny na Netflixie, dzięki czemu widz bez żadnych wyrzutów sumienia będzie mógł przełączyć na coś ciekawszego.
Atuty
- Ma niezłe tempo;
- Mimo wszystko ogląda się bez większego bólu;
- Coś tam się zaczyna dziać w ostatnich 20 minutach
Wady
- Nijaka, nudna, niewykorzystująca potencjału historia;
- Bardzo słaby główny bohater;
- Bardzo słabe zakończenie
Outsider nie ma w sobie absolutnie nic wciągającego: to nudna, pozbawiona wyrazu opowieść o niczym.
Przeczytaj również
Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych