Tanioszka: Red Dead Redemption

Tanioszka: Red Dead Redemption

VergilDH | 10.03.2013, 10:00

Tym razem mamy dla Was prawdziwy hit – grę, która nie tylko sprzedała się rewelacyjnie, lecz także spotkała się z niesamowicie ciepłym przyjęciem ze strony recenzentów, którzy bardzo hojnie przyznawali jej swego czasu wysokie (a czasami nawet najwyższe z możliwych) oceny. O czym mowa? Ano, o Red Dead Redemption!

Tytuł gry: Red Dead Redemption

Dalsza część tekstu pod wideo

Data premiery: 21 maja 2010

Średnia ocen wg Metacritic: 95/100

Średnia ocen wg Gamerankings: 94.66%

 

Zalety:

Podstawową zaletę gry stanowi fabuła, o której nie będę się rozpisywał nie chcąc Wam psuć zabawy. Wspomnę tylko, że główny bohater gry – John Marston – ma za sobą niezbyt ciekawą przeszłość i nawet pomimo tego, że zdążył się od niej odciąć i ustatkować, ta go dogoniła. Pragnąc zapewnić rodzinie bezpieczeństwo musi jednak stawić czoła dawnym problemom i załatwić stare porachunki... Świat Red Dead Redemption to trzy fikcyjne stany o całkiem sporych rozmiarach. Różnią się one od siebie zarówno pod względem krajobrazu, jak i zamieszkującej je ludności, czy stopnia „ucywilizowania”. Największy z nich jest New Austin, w którym rozpoczyna się nasza przygoda i w zasadzie właśnie tutaj można poczuć się jak w prawdziwym westernie. Wzorem serii GTA, dostęp do każdego kolejnego obszaru otrzymujemy w miarę postępów w grze. Po jakimś czasie trafiamy więc do Meksyku, a dokładniej do Nuevo Paraiso (New Paradise), gdzie właśnie trwa rewolucja – powstańcy próbują obalić rządy dyktatora Allende. Ostatnim ze stanów jest West Elizabeth, ze swoim głównym miastem – Blackwater. Tutaj najbardziej widać postępy, jakie uczyniła cywilizacja – uliczki są brukowane, domy eleganckie, ludzie czyści, a prawdziwych kowbojów raczej tu nie uświadczymy. Znalazło się też miejsce na gęsto zalesione (a w wyższych partiach także i zaśnieżone) góry – niezły kontrast, w porównaniu z pustkowiami z innych stanów.

 

Marston oczywiście nie jest bezbronny - do naszej dyspozycji oddano kilka rodzajów broni, a każdy z nich występuje w kilku wariantach: od nieśmiertelnych rewolwerów, przez shotguny, strzelby, czy nawet karabin snajperski, po koktajle mołotowa czy dynamit, kończąc na bardziej subtelnych jak noże, czy... lasso, które przydaje się nie tylko do łapania przestępców, ale też np. koni. By koń stał się naszą własnością, musimy nie tylko go schwytać ale też „złamać” - przypomina to trochę rodeo, z tym, że rolę byka przejmuje właśnie wierzchowiec. Balansujemy ciałem z lewa na prawo i czekamy, aż zwierzę zrozumie, że należy do nas. Od tej chwili, będzie na każde nasze zawołanie – wystarczy zagwizdać, by za chwilę zjawiło się u naszego boku. Całości dopełnia świetnie działający system krycia się za osłonami i tryb DeadEye, z którego możemy skorzystać, po naładowaniu czerwonego paska znajdującego się z prawej strony mapy – czas drastycznie zwalnia, a my zaznaczamy kilka celów, które Marston błyskawicznie eliminuje. Na koniec wspomnę o tym, że bohater często musi stanąć do pojedynku z innym rewolwerowcem. Nie jest to zbyt skomplikowane- prawym analogiem wyciągamy broń z kabury i celujemy w przeciwnika. Paski po prawej stronie ekranu wskazują, kto osiągnął większą przewagę przy celowaniu – kto pierwszy napełni pasek, ten wygrywa.

 

 

Red Dead Redemption to typowa piaskownica, więc sporo miejsca należy poświęcić zadaniom, których możemy się podjąć w trakcie rozgrywki. Oprócz kilkudziesięciu, długich i ciekawych (w większości) misji wątku głównego, do wykonania otrzymujemy prawdziwe zatrzęsienie misji pobocznych. W jaki sposób się na nie natykamy? Przykładowo, zmierzając do znanego tylko nam celu, widzimy jak kilku oprychów próbuje powiesić niewinną kobietę – jeśli zdołamy odstrzelić linę, ta przeżyje, a my, po zajęciu się pozostałymi, otrzymamy symboliczną nagrodę. Nasze poczynania znajdują odzwierciedlenie na wskaźniku Honoru i Sławy. Ta druga wskazuje, czy jesteśmy rozpoznawalni w świecie gry, Honor natomiast – w jaki sposób ludzie nas postrzegają (jako „ten dobry”, czy raczej jako „zły”). Ponadto w trakcie przygody natykamy się na dziwnych ludzi (zwanych Strangers), o wyraźnie zarysowanej i ciekawej osobowości, którym będziemy mogli w jakiś sposób, mniej lub bardziej pomóc. Po świecie gry porozrzucane są także kryjówki bandytów, które możemy oczyścić. Czy to wszystko? Ależ skąd! Mamy możliwość zabawy w myśliwego, udając się na polowanie na przedstawicieli jednego z kilkudziesięciu gatunków zwierząt. Jeśli już upolujemy jakieś zwierzę, możemy zdjąć z niego skórę, zabrać mięso i okazjonalnie jakieś trofeum (jak np. poroże). Co z tym później zrobić? Ano, sprzedać.

 

Jeśli natomiast marzy Wam się kariera zielarza i dobrze czujecie się w bliskim kontakcie z przyrodą, możecie delektować się zbieraniem roślinek (kwiaty, zioła) – oczywiście, określone gatunki rosną w określonych miejscach, a trafienie na niektóre z nich graniczy z cudem. Ponadto w większych miastach często natkniemy się na listy gończe – za danego delikwenta jest wyznaczona nagroda, w zależności od tego jakich zbrodni dokonał- takowego możemy zabić lub wziąć żywcem, licząc tym samym na znacznie większą ilość gotówki w zamian za dostarczenie go przed wymiar sprawiedliwości. Ostatnią formą aktywności są wyzwania (Challenges), które poddają solidnym testom nasze umiejętności. Na uwagę zasługuje przede wszystkim Treasure Hunter - na pierwszy rzut oka otrzymujemy bowiem jedynie odręczny szkic miejsca, w którym ukryty został skarb, jednak jeśli się dobrze wpatrzeć, są na nim zawarte liczne wskazówki odnośnie jego umiejscowienia – gwarantowane długie godziny poszukiwań, ale satysfakcja jest przeogromna.

 

 

Wady:

Zacznijmy od tego, co może niektórym przeszkadzać, a więc od oprawy graficznej. Tak, Red Dead Redemption na PlayStation 3 wygląda nieco gorzej, aniżeli na konsoli Microsoftu. I co z tego? Ano nic, bo i tak jest naprawdę ładne. Inna sprawa, że niektóre zadania dłużą się niemiłosiernie (jak na przykład zaganianie krów do zagrody), ale trzeba przyznać, że nadają tej produkcji specyficznego klimatu. Przyczepić można się również do braku polskiej wersji językowej, ale to w grach Rockstar w zasadzie standard. I... to by było na tyle.

 

 

Werdykt:

Red Dead Redemption to doskonała produkcja i nawet jeśli jest przeznaczona przede wszystkim dla miłośników gier z otwartym światem, inni gracze także powinni się w niej odnaleźć. Zwłaszcza teraz, kiedy cena za używany egzemplarz oscyluje w granicach 55 PLN. Warto jednak pamiętać o edycji Game of the Year, która pozwala także na sprawdzenie bardzo rozbudowanego dodatku Undead Nightmare, który wydłuża rozgrywkę o kilkanaście godzin zabawy (podstawowa wersja gry powinna wystarczyć na około 50 godzin...). Jeśli zdecydowalibyście się na jej zakup, musicie się przygotować na wydatek rzędu niecałej „stówki”.

VergilDH Strona autora
cropper