Jak pies z kotem – recenzja filmu. Opowieść o dwóch braciach
Pojawiają się czasem filmy, które mimo że są znacznie mniej medialne, to jednak poruszają widza znacznie bardziej niż głośne produkcje. Tak było dla mnie w przypadku Jak pies z kotem w reżyserii Janusza Kondratiuka, które to dzieło zrobiło na mnie o wiele większe wrażenie i zmusiło do myślenia znacznie bardziej niż Kler Wojciecha Smarzowskiego.
Każdy, kto ma rodzeństwo wie, że czasem jest ono denerwujące i trudno się z nim dogadać. Niekiedy przez lata można mieć z drugą osobą bardzo złe kontakty. Tak było w przypadku Andrzeja i Janusza Kondratiuków, dwóch polskich reżyserów. Gdy ten pierwszy, starszy, zachoruje, Janusz zrobi wszystko, by jak najbardziej pomóc bratu. Jak pies z kotem to opowieść o ich ostatnim wspólnym roku.
Jest to zatem film bardzo osobisty i zapewne bolesny dla jego twórcy. Tym większe uznanie musi budzić fakt, że w Jak pies z kotem historia została opowiedziana z tak niezwykłą czułością i lekkością. Oczywiście, to niezwykle poważne sprawy, w końcu życie Janusza się całkowicie zmienia odkąd musi zająć się bratem. Kosztuje go to wiele nerwów, sił (sam wcale nie jest już najmłodszy), pieniędzy. Tym bardziej, że wyraźnie widać, iż w takiej sytuacji ludzie praktycznie zostają pozostawieni sami sobie. Służba zdrowia nie ma im noc do zaoferowania, poza wpisaniem na listę oczekujących na pomoc. Janusz ma o tyle łatwo, że odniósł całkiem niezły życiowy sukces i ma trochę oszczędności. Warto jednak zastanowić się, w jak koszmarnej sytuacji znajdują się ci, którzy nie mają takiego zabezpieczenia. Reżyser pokazuje tu też sceny, których dawno nie widziałem w kinie, naturalistycznie, bez pudrowania i udawania, że zajmowanie się drugą osobą to kaszka z mleczkiem. Wszystko to opowiedziane jest z jednej strony właśnie w sposób lekki, często z autoironicznym humorem, z drugiej Jak pies z kotem autentycznie porusza: z kina wyszedłem wręcz trochę się trzęsąc.
Film ten ma też znakomite aktorstwo (docenione zresztą na festiwalu w Gdyni dwiema nagrodami za role drugoplanowe). Robert Więckiewicz to bez wątpienia jeden z najlepszych polskich aktorów. Jest doskonały zarówno w momentach, gdy ze wszystkich sił stara się stanąć na wysokości zadania i zapewnić bratu jak najlepsze warunki, do tego wprowadzając do jego życia odrobinę uśmiechu, jak i wtedy, gdy dopada go zmęczenie, smutek i rezygnacja. Zwłaszcza, że musi zajmować się też niezrównoważoną ukochaną Andrzeja, Igą. Wcielająca się w nią Aleksandra Konieczna tworzy kreację, która sprawia, że chociaż jej bohaterka bywa irytująca i zachowuje się niezrozumiale, to jednak człowiek nie jest na nią zły, tylko jej niesamowicie współczuje. Świetny jest też Olgierd Łukaszewicz jako Andrzej i grająca żonę Janusza, Beatę, Bożena Stachura.
Jedyne do czego bym się w sumie przyczepił, to fakt, że w pewnym momencie twórcy niemal zapominają o Andrzeju, znika on z ekranu, a pozostali bohaterowie udają się rozwiązać poboczne zadanie. Było to coś, co na chwilę wybiło mnie z chłonięcia tej historii. Tym niemniej Jak pies z kotem to znakomity, pełen emocji, bezpretensjonalny i ujmujący film, z którym zdecydowanie polecam się zapoznać.
Atuty
- Poruszająca, opowiedziana z czułością i lekkością historia;
- Wiele bardzo ciekawych obserwacji;
- Aktorstwo
Wady
- W pewnym momencie – ni z tego ni z owego – twórcy zapominają jakby o głównym wątku i koncentrują się na czymś zupełnie innym: nie wiadomo, dlaczego
To właśnie o Jak pies z kotem, a nie Klerze, myślałem bardzo długo po wyjściu z kina.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych