Roma – recenzja filmu. Wybitna forma
Złoty lew na festiwalu w Wenecji, wiele innych nagród, nominacja do Złotego Globu i pewna nominacja do Oscara (a być może i statuetka). Do tego z wielu stron słychać, że to totalne arcydzieło. Mowa o Romie w reżyserii Alfonso Cuarona. Czy rzeczywiście jest to dzieło aż tak wybitne już teraz polecam sprawdzić samemu, co można zrobić w wybranych kinach i na Netflixie.
Tytułowa Roma to dzielnica stolicy Meksyku, w której mieszka Pani Sofia z rodziną i będąca jej służącą Cleo. Wspólnie przeżywają trudne chwile, co zbliża je mocno do siebie: Sofia zostaje zostawiona przez męża, Cleo zachodzi w ciążę i jej ukochany też ją porzuca.
Roma jest dla Curaona filmem bardzo osobistym w tym sensie, że wraca w nim myślami do swojego dzieciństwa, które właśnie w ten sposób wyglądało (Cleo wciąż jest członkiem jego rodziny). Jest z tym pewien problem, ale o nim wspomnę później. Jego dzieło można bez wątpienia odczytywać na wiele różnych sposobów. Cuaron pokazuje chociażby jak te same zdarzenia, te same przedmioty, czy zasady znaczą zupełnie różne rzeczy dla pracodawców i ich pracowników. Jednocześnie jednak możliwe jest porozumienie ponad podziałami społecznymi, klasowymi, ekonomicznymi i zbudowanie prawdziwej bliskości. Znaczenie mają zarówno gesty małe, jak zwykłe przytulenie, jak i te większe: po zajściu w ciążę Cleo nie tylko nie zostaje zwolniona, ale dostaje też bardzo dobrą opiekę medyczną dzięki Sofii. Można też Romę rozpatrywać jako pean na cześć kobiecej solidarności. Nie przypadkiem źródłem wszelkich problemów są tu mężczyźni, którzy do tego zwykle są nieobecni. Kobiety więc muszą wziąć sprawy we własne ręce. Roma jest wielowymiarową opowieścią o tym, że chociaż dwoje ludzi może bardzo dużo dzielić, to jednak na pewnym podstawowym poziomie mogą się zrozumieć. Mimo że ich doświadczenia mogą być różne i mieć inne konsekwencje.
Jest też to dzieło niesamowicie nakręcone. Cuaron odpowiadał tu nie tylko za reżyserię i scenariusz, ale też zdjęcia i częściowo montaż. Praca kamery rzeczywiście jest fantastyczna, dbałość o detale ogromna. Na ekranie często niewiele się w sumie dzieje, ale kamera pokazuje te zwykłe, codzienne zmagania z losem w taki sposób, że często nie da się od tego oderwać wzroku. Cuaron zresztą potrafi wspaniale opowiadać obrazem, doskonale umie oddać chociażby chaos spanikowanego tłumu, którego główną motywacją jest po prostu ruch, bez konkretnego, stuprocentowo zdefiniowanego celu. Potrafi też poruszyć (w tym przypadku korzystając z jednego ujęcia) w scenie na sali porodowej.
Problem z tym wszystkim jest taki, że chociaż podczas seansu widziałem mnóstwo zalet i byłem w stanie zachwycić się rewelacyjną formą, tak jednocześnie byłem całkowicie odseparowany emocjonalnie od całej historii. Roma mi się niekiedy zwyczajnie dłużyła i jedynie niektóre sceny (rzeczywiście godne miana arcydzieła) sprawiały, że cokolwiek czułem i byłem w stanie się tym przejąć. Może to wynikać z tego, że dla Cuarona jest to właśnie coś bardzo osobistego, ale to są jednak przede wszystkim jego wspomnienia, które rozumieć będzie głównie on i jego najbliżsi. Cały film to zresztą jego perspektywa, a nie głównej bohaterki, Cleo. Przyznam, że jest to w sumie coś nie do końca dla mnie uchwytnego, dlatego tak trudno mi się o tym pisze, jednak Roma pozostawiła mnie obojętnym i nie rzuciła na kolana. Tym niemniej powtórzę to, co napisałem we wstępie: zdecydowanie polecam sprawdzić oddziaływanie tego filmu na samym sobie. Ma wystarczająco dużo zalet, by warto było iść do kina (lepsza opcja) lub włączyć Netflixa.
Atuty
- Bogata w interpretacje historia;
- Świetne aktorstwo;
- Fenomenalne zdjęcia i montaż
Wady
- Nie wywołało we mnie prawie żadnych emocji i pozostawiło obojętnym (warto jednak sprawdzić samemu)
Roma Alfonso Cuarona to film zdecydowanie warty obejrzenia i sprawdzenia, jak się na niego zareaguje.
Przeczytaj również
Komentarze (27)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych