Planeta Singli 3 – recenzja filmu. I żyli krótko w naszej pamięci
Twórcom Planety Singli nie można odmówić odwagi. Ledwo kilka miesięcy temu w kinach można było oglądać drugą jej część, a już czas na premierę ostatniej części trylogii. Najwyraźniej doszli oni do wniosku, że Polacy tak polubili Tomka i Anię, że z przyjemnością jak najszybciej zobaczą zakończenie ich miłosnych perypetii. Cóż, podejrzewam, że mają rację.
Jak wiadomo, każda wielka romantyczna historia musi zakończyć się ślubem (czemu, nie mam pojęcia). Tomek i Ania pokonali wszystkie przeszkody stojące na drodze do szczęścia, więc wybierają się w rodzinne strony pana młodego, by na wsi wypowiedzieć słowa przysięgi i by ukochana w końcu poznała rodzinę Tomka. Jak łatwo się domyślić, nie wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Mierna fabuła z niezłymi przebłyskami
Kiedy na samym początku filmu następuje scena-klisza spod znaku absurdalnej komedii pomyłek, których spokojnie można było uniknąć, zaniepokojony westchnąłem, gdyż spodziewałem się, że na podobnych żartach zbudowana będzie całość fabuły. Byłoby to tym straszniejsze, że dawno nie widziałem czegoś tak żenująco nieśmiesznego, jak związany właśnie z pomyleniem prezentów dla mamy Tomka dowcip z „zabawką dla psa”. Zastanawiam się w ogóle, jak takie coś może rzeczywiście zostać nakręcone i nikomu nie przyjdzie do głowy, że może to nie najlepszy pomysł. Wracając jednak do meritum: później okazało się, że owszem, jest tu bardzo dużo złych rozwiązań, głupich wątków i żenady, ale co jakiś czas spod tego wszystkie wystają zaskakująco, zwłaszcza jak na polską komedię romantyczną, nieźle napisane i poprowadzone historie drugoplanowe. I tak: najlepsza jest więc sytuacja mamy Ani, bo dostarcza sporo mądrości i wzruszenia. Niecodziennie też poprowadzona jest relacja Tomka z ojcem, który de facto zostawił rodzinę, gdy główny bohater miał lat dziewięć i od tej pory tylko co jakiś czas pojawiał się w domu. To, w jaki sposób kończy postać grana przez Bogusława Lindę jest naprawdę satysfakcjonujące. Są to jednak niestety tylko łyżki miodu w beczce dziegciu. Główny problem Planety Singli 3 polega na tym, że główni bohaterowie w zasadzie nie mają… no właśnie, problemów. Są szczęśliwi, zgodni, zakochani. Każdy film, także komedia romantyczna, żywi się zaś konfliktem i dramatami (nawet jeśli byłyby one wydumane, jak w poprzedniej części). Chyba też z tego powodu w drugiej połowie filmu Tomek i Ania na dość długi czas praktycznie znikają z ekranu wzajemnie się szukając po niezbyt wielkim terenie wesela. Z drugiej strony pozwala to lepiej wybrzmieć wspomnianym wątkom drugoplanowym, ale nie do końca wiem, czy taki był cel twórców. Tym bardziej, że inne historie są już znacznie gorsze. Chociażby relacja między braćmi granymi przez Macieja Stuhra i Borysa Szyca. Obaj mają do siebie mnóstwo pretensji, niezbyt się lubią. Jest o tym trochę na początku, gdy Tomek przyjeżdża do domu, potem wątek ten zupełnie znika, by nagle pojawić się pod koniec i znaleźć rozwiązanie w dwóch zdaniach rzuconych przez ich matkę. Zupełnie niezrozumiała jest historia uczucia, które łączy Zośkę z Wieśkiem. Ona jest z miasta, on ze wsi, czyli z dwóch różnych światów (notabene opozycja ta w całym filmie zbudowana jest na okropnych stereotypach). I nagle ni z tego, ni z owego Zośka uznaje, że jednak Wiesiek jest fajny, chociaż dosłownie scenę wcześniej powiedziała mu, że mogą być co najwyżej znajomymi. Straszny jest – co w sumie nie dziwi, bo podobnie było w poprzedniej części – wątek Tomasza Karolaka. Jest on tak pozbawiony sensu, humoru i jakiegokolwiek ciekawego pomysłu, że aż szkoda o tym pisać.
Dobrze, że to już koniec
I tak jest z całą Planetą Singli 3 (którą chyba mimo wszystko oglądało mi się odrobinę lepiej niż dwójkę): to film mocno nierówny, ze wskazaniem jednak na te słabe i żenujące strony. Bronią się przynajmniej niektórzy aktorzy. Świetna jest zwłaszcza Danuta Stenka, która w końcu dostała coś do zagrania i to głównie dzięki niej wspomniany wątek mamy Ani wywołuje jakiekolwiek emocje. Dobrze sprawdza się też Maria Pakulnis jako matka Tomka. Stuhr i Agnieszka Więdłocha są dobrze zgrani, nie muszą się więc specjalnie wysilać, by tchnąć odrobinę życia w swoje postacie. Z kolei Bogusław Linda wyraźnie nie przejmuje się tym, co się dookoła niego dzieje: na pewno nie będzie to rola, dzięki której chciałby być pamiętany. Tomasz Karolak, Borys Szyc, Piotr Głowacki są tacy, jak prawie zawsze: pierwszy zupełnie nijaki, drugi solidny, trzeci naturalny i zabawny.
I chociaż Planeta Singli 3 ma dość zaskakująco dobre tempo, to jednak dobrze, że to już koniec i nie będzie kolejnych części. Na naprawdę dobrą polską komedię romantyczną przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Atuty
- Kilka zaskakująco nieźle poprowadzonych wątków;
- Aktorzy w większości grają dobrze, ze szczególnym uwzględnieniem Danuty Stenki
Wady
- Większość wątków jest jednak nieprzemyślana i absurdalna;
- Mało w tym wszystkim emocji;
- Wiele całkowicie nieśmiesznych, momentami wręcz żenujących żartów
Trylogia Planety Singli dobiegła końca. Trzecia część jest dokładnie taka, jak się można było spodziewać, czyli marna.
Przeczytaj również
Komentarze (65)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych