Faworyta – recenzja filmu. Aktorski koncert
Yorgos Lanthimos w końcu zawitał do Hollywood. Doceniany był już oczywiście wcześniej na różnorakich festiwalach (ot, chociażby Złota Palma w Cannes za scenariusz do Zabicie świętego jelenia). Tym razem jednak rozbił bank, bowiem jego najnowsze dzieło, Faworyta, jest – z dziesięcioma nominacjami – nomen omen jednym z faworytów tegorocznych Oscarów.
Jesteśmy w XVIII wieku w Anglii. Teoretycznie rządzi nią schorowana i często zmieniająca nastrój królowa Anna, ale faktyczną władzę dzierży jej przyjaciółka Lady Sarah. Pewnego dnia na dworze pojawia się nowa służąca, Abigail, która zaczyna zdobywać uznanie Anny, a tym samym zagrażać pozycji Lady Sarah.
Faworyta – historia wielowymiarowa, ale dosyć nudna
Chociaż Lanthimos postanowił po pierwsze, nie pisać samemu scenariusza, po drugie zrealizować fabułę opartą na historycznych wydarzeniach, nie przeszkodziło mu to w zajęciu się swoim ulubionym tematem. Jest nim konstatacja, że ludzie są generalnie źli oraz paskudni i w związku z tym robią sobie wzajemnie straszne rzeczy. I na tym trochę polega Faworyta – oglądamy kolejne podstępy i okropności, które serwują sobie postacie, byle tylko zdobyć lepszą pozycję i tym samym więcej władzy. Abigail i Lady Sarah walczą oczywiście o względy królowej Anny, z kolei Robert Harley stara się zapewnić swojej partii, Torysom, większy wpływ na sprawy w państwie. W tle tego wszystkiego zaś jest trwająca wojna z Francją, która jednak przez wszystkich jest traktowana instrumentalnie. Często zamiast kwestiami wojennymi bohaterowie zajmują się podstawianiem sobie nogi w trakcie czynności takich, jak chociażby strzelanie do kaczek. Jest więc Faworyta satyrą na zdemoralizowane elity, które za nic mają dobro nie tylko społeczeństwa, ale i żołnierzy, którzy giną nie do końca wiadomo po co. Można też film Lanthimosa rozpatrywać jako opowieść o walce kobiet o pozycję w świecie, który wszak zdominowany jest głównie przez mężczyzn. By osiągnąć sukces i zyskać szacunek muszą one często być jeszcze bardziej bezwzględne. Jakkolwiek doceniam wielowymiarowość fabuły, miałem spory problem, by się w nią bardziej zaangażować emocjonalnie. Problem polega bowiem na tym, że po pierwsze, z żadną z postaci nie za bardzo można się zidentyfikować, ani jej kibicować, więc w zasadzie niewiele mnie obchodziło, kto ostatecznie zwycięży. Po drugie zaś, odnosiłem wrażenie, że tak naprawdę niewiele z tego wszystkiego wynika, historia ta do niczego konkretnego ostatecznie nie zmierza. Przyznaję więc, że długimi momentami byłem dość mocno znużony tym, co działo się na ekranie.
Faworyta – wielkie kreacje aktorskie i znakomita forma
Nie zmienia to faktu, że Faworyta ma kilka potężnych zalet i trudno się dziwić, że jest tak doceniana podczas kolejnych ceremonii rozdania nagród. Przede wszystkim jest to film koncertowo grany. Zarówno Emma Stone, jak i Rachel Weisz stworzyły tu złożone postacie, które co jakiś czas potrafią zaskakiwać swoim zachowaniem, zaś niekiedy wystarczy drobny ich gest, mina czy spojrzenie, by zorientować się, że Abigail i Lady Sarah czują coś innego, niż mogło się początkowo wydawać. Bardzo dobry jest też Nicholas Hoult jako Robert Harley. Prawdziwą królową filmu jest jednak Olivia Colman, która gra – znów nomen omen – królową Annę. Jest to bardzo niejednoznaczna i wielowymiarowa bohaterka. Z jednej strony potrafi być żałosna, śmieszna (nie mylić z zabawna!), irytująca i patrzy się na nią z politowaniem, z drugiej momentami trudno jej nie współczuć, próbować zrozumieć. Innym z kolei razem jest autentycznie straszna. I co najlepsze, Colman nie tylko perfekcyjnie oddaje każde z tych oblicz swojej postaci, ale też potrafi je zmieniać w mgnieniu oka.
W Faworycie wielkie znaczenie ma również forma, przede wszystkim zdjęcia. Kamera wywija tu prawdziwe tańce, wprowadzając do filmu dodatkowo trochę kontrolowanego przez reżysera chaosu, a ponieważ bardzo często ktoś tu upada, operator korzysta z perspektywy żabiej. Docenić należy też to, że całość była kręcona bez użycia sztucznego światła. Zwłaszcza sceny, w których jego jedynym źródłem jest zapalona świeca robią ogromne wrażenie (nieprzypadkowo wszyscy kojarzą Faworytę z Barrym Lyndonem Stanleya Kubricka). Scenografia, kostiumy i charakteryzacja oczywiście również stoją na najwyższym poziomie.
Faworyta jest więc trudnym do oceny filmem. Z jednej strony jest tu bogactwo interpretacyjne, fantastyczne aktorstwo i forma, z drugiej podczas seansu sporo razy się nudziłem, a z kina wyszedłem niespecjalnie poruszony, nie miałem też zbyt wielkiej ochoty, by długo myśleć o tym, co zobaczyłem. Tym niemniej warto wybrać się do kina chociażby dla trio Colman-Weisz-Stone.
Atuty
- Wybitne aktorstwo;
- Fabuła jest bogata w interpretacje;
- Świetna forma, ze szczególnym uwzględnieniem zdjęć
Wady
- Sporo nudy;
- Z żadną z postaci nie można się zidentyfikować i jej kibicować;
- Nie do końca wiadomo, jaki cel przyświecał reżyserowi
Faworyta ma szanse zdobyć aż dziesięć Oscarów. Wszystko wskazuje na to, że zostanie doceniona – całkowicie słusznie – przynajmniej za kreacje aktorskie, które są największym atutem tego filmu.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych