Planeta Singli. Osiem historii (2021) - opinia o serialu [Canal+]. Miłość przyjmuje bardzo różne formy
Osiem różnych par korzysta z pomocy aplikacji "Planeta Singli" aby znaleźć kogoś dla siebie. Kierują nimi kompletnie różne emocje, tak więc i wynikłe z tych skojarzeń historie są zupełnie inne. Łączy je tylko jedno - potrzeba bycia kochanym.
Nigdy nie widziałem żadnego filmu z serii "Planeta Singli". Jakoś nie mieniły mi się jako produkcje warte uwagi - ot, kolejne klepane na jedno kopyto komedie romantyczne i nic więcej (choć, przyznaję bez bicia, zazwyczaj tego typu filmy kupują mnie raczej łatwo). Wtem okazało się, że Canal+ robi serial w świecie "Planety" i najwyraźniej trzeba będzie się co nieco rozeznać w temacie. Na szczęście w zasadzie jedynym istotnym związkiem między serialem, a filmami jest sama aplikacja i tam gdzie filmy to skądinąd sympatyczne, acz wciąż po prostu komedie romantyczne, powielające od lat te same schematy, tam serial robi coś nowego, interesującego. Każdy odcinek jest swoją oddzielną produkcją i bierze się za bary z zupełnie innym aspektem miłości. W efekcie dostajemy osiem (choć ja widziałem na razie tylko cztery) intrygujących, czasami życiowych, czasami wyolbrzymionych historii o ludziach. Komedia zeszła na dalszy plan (ale wciąż jest obecna!).
Planeta Singli. Osiem historii (2021) - recenzja serialu [Canal+].Dwa scenariusze co by było gdyby
Pierwsza historia, "Detektor", która w telewizji zadebiutuje akurat na wigilię Bożego Narodzenia, opowiada o krótkiej znajomości Jacka (Antek Królikowski) i Ewy (Marta Wągrocka). Ona lubi pożartować i nie oczekuje niczego na stałe, on zdaje się idealnie wpisywać w jej typ. Z początku wszystko wydaje się iść świetnie - pozwolił jej prowadzić auto, zajechali do restauracji, dobry humor, wino. Czar prysł, kiedy do restauracji wparowała nagle policja i aresztowała dwójkę kochanków. Co się stało? Co z tego wyniknie? Czy Jacek jest przestępcą? A może los ma zupełnie inny plan? Odcinek przypomina odrobinę brytyjski serial "Criminal", w którym praktycznie cała akcja dzieje się w pokoju przesłuchań, na komendzie policji. Tylko, wiesz, bardziej romantycznie, niż "gdzie schowałeś ciało".
Drugi odcinek nosi tytuł "Test" ( premiera 03.12) i opowiada o chorobliwie zafascynowanej nauką Eli (Marianna Linde). Główna bohaterka jest z wykształcenia chemikiem i swoje laboratoryjne zwyczaje lubi przekładać również na życie codzienne. Od dłuższego czasu próbuje znaleźć sobie odpowiedniego partnera na Planecie Singli, lecz nigdy nic z tego nie wychodzi. Jeden jest zbyt skąpy, drugi za nerwowy i tak dalej. Aby skrócić cały proces, postanawia testować potencjalnych kochanków, sprawdzając ich empatyczność, szczodrość i kilka innych cech poprzez aranżowanie odpowiednio zaplanowanych scenariuszy. Wariatka, generalnie. W końcu trafia na eksponat iście unikatowy - Adama (Mateusz Damięcki), który nie ma w sobie ani jednej pożądanej przez nią cechy. Jak na złość, przez niecodzienny zbieg okoliczności, przyjdzie jej spędzić z nim sporo czasu. Czy przymusowa znajomość sprawi, że Ela zacznie dostrzegać również te dobre cechy Adama? Realizacja przywodzi na myśl "Zwariowany Świat Malkolma", w którym bohater jest jednocześnie zanurzony w świecie przedstawionym i świadomy tego, że przygląda mu się kamera.
Planeta Singli. Osiem historii (2021) - recenzja serialu [Canal+]. Dwa scenariusze z życia wzięte
"Władek i Halinka" (Witold Dębicki i Maria Maj) są tytułowymi bohaterami trzeciego odcinka (31.12) i chyba najbardziej ludzką parą z tych, które dane mi było poznać. Oboje już dawno owdowieli i spędzają pozostałe im życie robiąc w kółko te same rzeczy, uważając na to co jedzą, kiedy kładą się spać, niejako stojąc w miejscu, czekając tylko aż przyjdzie po nich śmierć. Wszystko zmienia się, kiedy postanawiają skorzystać z Planety Singli. On jest raczej tradycjonalistą, ale Halina nie ma czasu, ani ochoty bawić się w staromodne podchody, więc ich romans zaczyna się od razu z grubej rury. Nigdy nie wiadomo ile jeszcze nam zostało, więc kolejne wspólnie spędzone dni mijają im na zabawie, tak towarzyskiej jak i, mimo zaawansowanego wieku... łóżkowej. Bardzo urocza z nich para, na zabój zakochana, fenomenalnie zagrana, a na boku przygrywa im jeszcze przekomiczny Maciej Damięcki (już na zawsze mój Kudłaty ze starych bajek "Scooby-Doo" na kasetach Hanna-Barbera). "Władek i Halinka" to nie jest typowy materiał na komedię romantyczną, ale ponieważ serial rządzi się swoimi prawami, a kino swoimi, twórcy mogli dać nam taką cichą, ładną historyjkę o starszej parce. Żeby trochę rozbawić, ale przede wszystkim rozgrzać serducho.
Ostatni z udostępnionych przedpremierowo odcinków, "Zjazd absolwentów" będzie również pierwszym odcinkiem całej produkcji, kiedy ta w końcu zadebiutuje dzisiaj na antenie (choć kiedy to czytasz, pewnie jest już po wszystkim). Klara (Izabela Kuna) i Rafał (Bartłomiej Topa) są parą jeszcze od liceum. Po szkole wzięli ślub, urodził im się syn, a teraz, lata później, ten sam syn wylatuje na studia za granicę. Małżonkowie wreszcie odpoczną, nacieszą się sobą i pustym domem. To znaczy, być może tak by to wyglądało, gdyby nie to, że Rafał porzuca swoją żonę jeszcze w drodze z lotniska do domu. Tuż przed zjazdem absolwentów. Zrozpaczona, ale i wkurzona Klara postanawia walczyć o męża. Znajduje więc na Planecie Singli młodego, przystojnego instruktora tenisa (Piotr Witkowski) i zabiera go ze sobą na bal, jako swoją nową zabawkę. Plan idzie jednak w diabły, kiedy okazuje się, że Rafał poszedł krok dalej i przyprowadził ze sobą... najlepszą przyjaciółkę Klary. A to tylko początek. W dalszej części odcinka scenarzyści rozprawiają o przemijaniu, przyjaźni, wieloletnich związkach, zdradzie. Wyszła im z tego całkiem głęboka, ale pociągnięta komediowym pędzlem historia. Zmuszająca do refleksji, lecz ostatecznie pokrzepiająca i zostawiająca widza w raczej dobrym nastroju.
Nie wiem jak ten nasz Canal+ to robi, ale co zabieram się za ich produkcję ze spuszczoną głową, bo w głowie zapowiada mi się na kompletny niewypał i nudy, oni udowadniają mi jak bardzo się mylę. Ostatnio ten sam numer wycięli mi z "The office pl", teraz "Planeta Singli. Osiem Historii". Jak serial na podstawie komedii romantycznej może być dobry? A no może. Trzeba po prostu mieć na niego pomysł. I scenarzyści serialu ewidentnie go mieli. Nie próbowali przerobić fabuły filmu na formę odcinkową. Zrobili coś zupełnie nowego, korzystając jedynie z narzędzia jakim jest aplikacja Planeta Singli i z jego pomocą opowiadają nam niepowiązane ze sobą, oryginalne, ciepłe historie o miłości.
Aktorzy doskonale pasują do swoich ról - może trochę drażniła mnie postać Marianny Linde, ale nie jest to wina aktorki, bo taka właśnie miała ta bohaterka być - muzyka w większości przypadków doskonale pasuje do tego, co widzimy na ekranie i pomaga budować klimat, a zdjęcia... cóż. Zdjęcia są. I działają. Nie ma w nich nic nadzwyczajnego, jak to zwykle w komediach romantycznych, ale spełniają swoje zadanie, a i tu zdarzy się od czasu do czasu rodzynek, jak choćby teledysk z Mateuszem Damięckim w roli głównej jako skutek powypadkowych majaków. Jeśli pozostałe cztery odcinki utrzymają ten poziom (a wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie) to otrzymamy kolejny polski serial godny polecenia.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych