Xbox Game Pass

W jaki sposób Game Pass wypacza wyniki sprzedaży gier na Xboxach?

Maciej Zabłocki | 14.09.2023, 21:30

Xbox Game Pass to niewątpliwie jedna z najbardziej lubianych usług abonamentowych w historii całej naszej branży. Nic dziwnego, że nie zwykło się mówić o niej źle. W niniejszym tekście też nie chcę się zbytnio czepiać, ale dostrzegam kilka mankamentów, które chętnie przytoczę, nawołując przy tym do otwartej i rzeczowej dyskusji. W mojej ocenie, Game Pass nie jest ideałem, a już szczególnie mocno wypacza wszelkie dane sprzedażowe. 

Ostatnio mogliśmy przeczytać, że w Starfielda zagrało już przeszło 6 mln osób. Słowo klucz - zagrało. Odkąd pojawił się Game Pass, niezwykle trudno wyegzekwować od Microsoftu rzeczywiste dane sprzedażowe. Podejrzewam, że są one bardzo marne, zważywszy na fakt, że zdecydowana większość posiadaczy konsoli po prostu opłaca abonament, bo w ten sposób jest taniej i szybciej (wyjątkiem jest Starfield, gdzie choćby na Steam kupiło go ponad 1 mln osób). Dzięki Game Pass zagramy we wszystkie gry na wyłączność w dniu premiery, a dodatkowo zyskamy dostęp do ponad 100 innych tytułów. Game Pass w swoich założeniach był znakomity i faktycznie można mu przypisać pewne zasługi. Z pewnością zrewolucjonizował podejście do gamingu, bo platforma abonamentowa o takiej skali i w takiej formie stała się dla wielu osób sposobem na rozrywkę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jakie mam zastrzeżenia do Game Passa? Obawiam się, że przez niego gry tracą na jakości

Nie chcę tym tekstem wywołać wojenek w komentarzach, a bardziej przyjrzeć się sprawie na chłodno. Dziwnym trafem, Microsoft w ostatnich miesiącach zaliczył wyraźny zjazd. Przez ponad rok nie było żadnej dużej premiery, a po 12 miesiącach posuchy nagle zadebiutował słabiutki Redfall. Gra od twórców, którzy nigdy wcześniej nie dostarczyli czegoś równie marnego. Oczywiście, gdybym napisał, że to wina Game Passa, moglibyście pomyśleć, że chce tutaj szerzyć jakieś dyrdymały, teorie spiskowe albo z góry obwiniać Spencera i wszystkich dookoła. Coś w tym jednak jest, bo gra wygląda jakby ją stworzono typowo do usługi abonamentowej i to zarówno pod względem mechanik jak i oprawy graficznej. Nie była też najlepiej zoptymalizowana, a fabuła czy postacie poboczne istniały tam wyłącznie na papierze. 

Gdy czytamy o kolejnych sukcesach Xbox Game Pass, to zwykle słyszymy o liczbie graczy. W taką Forze Horizon 5 zagrało ponad 30 mln osób blisko półtora roku po premierze. To niewątpliwie olbrzymi sukces, ale czy równie zadowolone jest Playground Games? Czy poszczególne studia rzeczywiście czują się wystarczająco zmotywowane, gdy miarą sukcesu ich nowej produkcji nie są wyniki sprzedaży, a liczba graczy? Jasne, to ma ogromne znaczenie, tyle że nikt nie pracuje w tej branży charytatywnie. Microsoft też nabiera wody w usta, gdy ktokolwiek próbuje poznać sposoby rozliczeń, jakie podpisuje z wybranymi twórcami. Być może gry są tworzone pod określony, niewielki budżet płatny "z góry" albo w ramach osiąganych kamieni milowych i przez to wiele pozycji na wyłączność dla Xboxów po prostu nie osiąga wybitnego poziomu? No i odchodząc od samej produkcji - kiedyś słyszeliśmy, że ponoć za obecność Shadow of the Tomb Raider w Game Passie korporacja zapłaciła aż 20 mln dolarów. Z kolei 50 mln wydano, by do oferty trafili Strażnicy Galaktyki. 

Są to jednak wyłącznie niepotwierdzone spekulacje lub pogłoski, które w taki czy inny sposób przedostały się do mediów. Ja odnoszę wrażenie, że gry tworzone w "erze Game Passa" są po prostu gorszej jakości. Spójrzmy na takie Halo Infinite. Kampania w tej odsłonie to jakiś mało śmieszny żart. Jeden biom, marna fabuła, że o długości nie wspomnę. Wygląda, jakby pierwotnie miała być zlepiona z kilku większych kawałków odblokowywanych z czasem w ramach "gry-usługi". To samo zresztą zapowiada Forza Motorsport. Być może będzie to dobra produkcja, ale czy czuje od niej jakąś specjalną magię, jak swego czasu od części trzeciej lub czwartej? No niespecjalnie. Za to złego słowa nie powiem o trybie wieloosobowym w ostatnim Halo, bo zagrywałem się w niego aż miło. 

Sytuację mocno uratowały studia należące do ZeniMax. Premiera Starfielda wyraźnie popchnęła sprzedaż Xboxów Series. Chociaż nadal na konsoli wygląda sporo gorzej niż na PC. Liczba klatek spada niekiedy do 21, a detale ustawiono poniżej krytyki (czasem niższe od najniższych dostępnych na blaszakach). Brak cieni, w porównaniu do wersji komputerowej, jest szczególnie mocno widoczny. Myślę, że można to było zrobić lepiej, ale marna optymalizacja konsolowych wersji gier od studiów Microsoftu jest ostatnio "normą". Zieloni tłumaczą, że szykują właśnie wielką ofensywę i w nadchodzących miesiącach usłyszymy o kolejnych, ogromnych premierach. Ja mam pewne obawy co do jakości tych produkcji. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że gdyby każde z tych studiów nie było przykryte wielką peleryną z napisem "dolary płatne z góry" to zobaczylibyśmy znakomite gry. A tak, próżno szukać pozycji ocenianych przez krytyków i dziennikarzy na więcej niż 90%. Wyjątkiem jest seria Forza Horizon. Nawet Starfield pozostawia wiele do życzenia, a średnia w ostatnich dniach spadła do 84/100. Gdzie są te wszystkie hity, które mogłyby konkurować z ocenami przyznawanymi grom Sony czy Nintendo? 

Bardzo jestem ciekaw Waszego zdania, bo jak dla mnie Microsoft musi jeszcze sporo popracować nad jakością serwowanych tytułów. W tym wszystkim bardziej popieram decyzje Sony, gdzie gier ekskluzywnych nie ma na premierę w ich usłudze abonamentowej. Wydają swoje pozycje w starym stylu, co służy zarówno sprzedaży, jak i przychodom, ale przede wszystkim buduje wokół tych gier pewnego rodzaju "hajp". Jeżeli nie dostajemy czegoś natychmiast, bardziej tego pożądamy. Znacznie więcej radości sprawia zakup pudełka w sklepie z pachnącym, nowym tytułem, niż pobranie go z cyfrowej biblioteki w ramach usługi subskrypcyjnej. Są pewne mechanizmy psychologiczne, których nie sposób przeskoczyć. Game Pass mocno rozleniwia. Tak graczy, jak i twórców. Czy muszą się starać, skoro kasę i tak dostaną z góry? Czy wymaga się od nich wielkiego zaangażowania? Halo Infinite przez rok po premierze nie dostało praktycznie żadnego wsparcia, co było karygodne. 

Życzę Nam wszystkim, żeby moje powyższe obawy i spostrzeżenia nie miały potwierdzenia w rzeczywistości. Sam również korzystam z Game Passa, ale to nie znaczy, że mam ślepo pochwalać działanie tej usługi. Wolałbym, żeby Microsoft stosował podejście Sony czy Nintendo. Mogę mieć dostęp do dziesiątek czy setek gier, ale niech te największe nowości i szczególnie wyczekiwane premiery będą niezależne od abonamentu. Myślę, że wszyscy na tym zyskamy. A no i Microsoft, zrób coś wreszcie z tym Xbox Cloud, bo jakość woła o pomstę do nieba. 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper