Resident Evil 5 - najlepiej sprzedająca się odsłona serii?
Wielu wątpiło w ten sukces. Decyzji podjętej przez Mikamiego nie dało się cofnąć. Ojciec marki odpowiedzialnej za finansową stabilizację Capcomu pod koniec lat 90. odszedł „na swoje”. Dalsza kariera legendy japońskiego gamedevu zasługuje na oddzielny materiał. Tymczasem, wydawca nie mógł pozwolić, aby kolejny projekt nie sprostał wygórowanym oczekiwaniom fanów. Inwestorzy natomiast liczyli na zwiększony próg zysków.
Po czternastu latach od premiery, Resident Evil 5 bezapelacyjnie należy uznać za sukces. Dane (podobno) nie kłamią. W zależności od źródła, pierwszeństwo w wynikach sprzedaży należy do Resident Evil 5 z łącznym wynikiem 13.5 mln sprzedanych kopii. Trafiłem jednak na zestawienia sugerujące, że pozycję lidera zajęło Resident Evil 7: Biohazard.
Z historycznego punktu widzenia, Capcom nie mógł liczyć na, chociażby połowę tej wartości w czasach debiutu Resident Evil 4. Nie sprzyjała dość niska popularność Nintendo GameCube i choć bardzo cenię tę maszynkę, brakowało jej wystarczającej siły przebicia. Oprócz genialnych produkcji od studiów przynależnych do macierzystej firmy zewnętrzni wydawcy niechętnie inwestowali w GaCka. Kolejna generacja była przełomowa, również dla marki Capcomu z rodowodem oryginalnego PlayStation.
Gorący czas
Umiejscowienie akcji Resident Evil 5 w fikcyjnej wiosce Kijuju, gdzieś w Afryce, miało swoje uzasadnienie w scenariuszu gry. Angaż Chrisa Redfielda był oczywisty. Nikt nie spodziewał się natomiast Shevy Alomar, drugiej bohaterki. Jej obecność potwierdzono w trakcie imprezy Capcom Captivate ’08, gdzie w polskiej prasie rozpisywano się o „horrorze w blasku słońca”. Duety zresztą były obecne w serii od 1996 roku. Piąta odsłona okazała się przełomowa z uwagi na implementację trybu kooperacji-zarówno na podzielonym ekranie lub online. Nie udało się w Resident Evil Zero, które, choć kładło nacisk na zarządzanie parą bohaterów (Billy i Rebecca) nie umożliwiało wspólnej gry. Z kolei Resident Evil: Outbreak oraz Outbreak: File 2 zaprojektowano z myślą o sieciowej rozgrywce, lecz nie dla Europy.
Gwarantem komercyjnego sukcesu Resident Evil 5 były wyraźne zmiany na rynku. Pod koniec 2008 roku byliśmy świadkami globalnego szału na punkcie gamingu. Powodów takiego stanu rzeczy było kilka. Rozwinęły się społeczności online, bo teraz oprócz Xboxa do Sieci na dobre wpięto PlayStation. Cegiełkę dołożyło Nintendo za sprawą Wii kojarzonej z niedzielnym graniem. Słowem, działo się. Resident Evil 5 pojawiło się zatem w czasie wielkich zmian. Sam gatunek horrorów spadł do totalnej niszy a jedno, choć świetne Dead Space nie wystarczyło. Fani wirtualnej grozy musieli sięgnąć po Wii (Obscure II, Project Zero).
Faktyczne prace nad Resident Evil 5 sięgają 2005 roku, chwilę po debiucie Resident Evil 4 na PlayStation 2. Wydawca uruchomił projekt niemal natychmiast. Zaangażowano blisko setkę osób, co wynikało ze świadomości zarządu. Zbliżała się nowa generacja. Wraz z nią gracze wkroczyli w erę HD. Wzrosły koszty produkcji. Czasy kilkunastu osób piszących grę dobiegły końca. Wiedział o tym nawet sam reżyser gry, Yasuhiro Anpo. Pracował w zespole Mikamiego nad pierwszym tytułem cyklu. Z kolei producent, Jun Takeuchi zapowiedział rozgrywkę utrzymaną w stylu poprzedniczki z licznym referencjami do klasycznego Resident Evil. Na pierwszy rzut oka niewiele na to wskazywało poza obecnością znanego fanom protagonisty, Chrisa Redfield’a. Scenariusz odniósł się do genezy wirusa Progrenitor oraz dziejów Ozwell E. Spencer’a. Gra oferowała również formę historycznego przypomnienia najważniejszych faktów z uniwersum Resident Evil.
Zła sława
Resident Evil 5 zderzyło się z kontrowersyjnymi zarzutami. „Biały człowiek w mundurze przybywa na Czarny Ląd, aby pokazać swoją wyższość” - czytaliśmy w brytyjskiej prasie. Wydawca ugiął się pod presją wstrzymania gry w kilku krajach. Wśród adwersarzy znajdziemy kilka narodowości, pomimo faktu umiejscowienia narracji w Afryce. W efekcie gra zyskała dodatkową sławę, co tylko przełożyło się na wyniki sprzedaży. Źródłem kontrowersji stał się zwiastun produkcji sprezentowany na targach E3 2007. Choć na materiale to Chris był ścigany i linczowany, dziennikarze z m.in. New York Timesa nie zostawili na twórcach suchej nitki. W kolejnym roku potwierdzono udział Shevy Alomar w charakterze drugiej grywalnej postaci.
Wśród krytyków zapanowało przekonanie, że twórcy gry nie planowali występu Shevy. Wpływ na tę decyzję rzekomy wpływ miały krytyczne opinie ważniejszych mediów. Jun Takeuchi zresztą nie ukrywał zaskoczenia reakcją dziennikarskiego świata. Czy kooperacyjny charakter Resident Evil 5 zawdzięczamy negatywnym artykułom odnoszącym się do rasowej dyskryminacji przez autorów gry? Prawda zapewne leży gdzieś pośrodku. Faktem natomiast jest rekordowa sprzedaż gry. Oryginalne wydanie Resident Evil 4 mogło pomarzyć o takiej skali sukcesu. Piątej odsłonie sprzyjały trendy. Zapanowała moda na strzelanie, stąd Resident Evil również się „przekwalifikowało”.
Z fantastycznym przyjęciem gry na świecie zderzyły się zarzuty recenzentów. Większość redakcji doceniła oprawę wizualną. Twórcy wykorzystali silnik Mt Framework, zanim po latach napisano RE Engine. Technologia zasiliła m.in. Lost Planet 2 z tego samego roku. Nie brakowało opinii sugerujących odcięcie od konwencji horroru na rzecz blockbusterowej otoczki. Grę sklasyfikowano jako „survival action shooter”. Gra nie była już straszna, na co wpłynęła rozgrywka w świetle dnia. Z technicznego punktu widzenia oprawa zyskała na jakości, lecz horror niemal przepadł. Pomimo tyłu rozbieżności w odniesieniu do gatunkowego rodowodu marki, Resident Evil 5 pozostaje królową sprzedaży. Uniwersalna rozgrywka, świetna reżyseria akcji, kooperacja i dostępność na wszystkich platformach zapewniły grze marketingową chwałę. Oby remake powtórzył ten sukces, bo chyba w jego powstawanie nikt nie wątpi, prawda?
Przeczytaj również
Komentarze (43)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych