Carnival Row, sezon 1 – recenzja serialu. Nimfy i ludzie w jednym mieście żyli
Fantasy, obok science-fiction, to świetny gatunek do tego, by w alegoryczny sposób mówić o świecie rzeczywistym. Wie o tym George R.R. Martin, autor Cyklu pieśni lodu i ognia, wiedzą też o tym – i umieją z tego skorzystać – twórcy serialu Carnival Row, którego pierwszy sezon można obejrzeć w serwisie Amazon.
Akcja rozgrywa się w mieście Burgue, w którym obok siebie żyją ludzie i nadnaturalne istoty, takie jak na przykład nimfy. Dochodzi w nim do serii tajemniczych morderstw, w sprawie których śledztwo prowadzi komisarz Philo. Tymczasem do Burgue przybywa nimfa Vignette, z którą Philo łączyło niegdyś wielkie uczucie.
Carnival Row – o inności słów kilka
Na podstawowym poziomie Carnival Row jest więc serialem kryminalnym, z romansem w tle. I już te elementy warte są pochwalenia. Po pierwsze, sprawa morderstw jest odpowiednio zagmatwana (poza twistem związanym z tym, kto jest za nie odpowiedzialny – tego można się w miarę szybko domyślić) i umiejętnie poprowadzona. Narracja jest wręcz mocno niespieszna, kolejne elementy układanki są pieczołowicie przygotowywane, nikt tu nie pędzi do przodu tylko po to, by jak najwięcej się działo. Dzięki temu twórcom udaje się bardzo ważna rzecz, a mianowicie budowa świata. Chociaż o jego historii nie wiemy wszystkiego, często dostajemy tylko podstawowe informacje, to jednak bez trudu można zrozumieć, jakie panują tu zasady, z czego wynikają, a to z kolei przekłada się na wciągającą atmosferę, podkreśloną jeszcze bardziej przez mroczne zdjęcia, scenografię, kostiumy i charakteryzację oraz naprawdę ładną muzykę. To naprawdę fajne, gdy twórcy nie dają widzowi od razu wszystkiego na tacy i pozwalają mu stopniowo zagłębiać się w świat przedstawiony. Osobiście miałem ochotę dowiedzieć się o nim więcej, w związku z czym osiem odcinków pierwszego sezonu oglądało mi się znakomicie, bez chwili nudy.
Jak już jednak wspomniałem, tego typu setting pozwala przy okazji powiedzieć coś więcej o świecie rzeczywistym. Tutaj twórcy skupiają się przede wszystkim na inności. Na tym, jak wpływa na codzienne wybory, na miłość, na prowadzenie biznesu. Ale też na tym, jak to, co inne często jest niezrozumiałe, jak rodzi lęki, jak łatwo dzięki temu jest wzbudzać w społeczeństwie najróżniejsze emocje – inność jest w końcu doskonałym narzędziem politycznym. W państwie dzieje się źle? Bez problemu można o to oskarżyć tych, którzy do nas nie pasują, mają inne tradycje. Do tego istoty nadnaturalne są w Carnival Row uchodźcami, bowiem jakiś czas temu w świecie tym trwała wojna, która zresztą tak naprawdę się nie skończyła. Ta inność wpisana jest też przy okazji w system klasowy, bo nieprzypadkowo to nimfy, puki i inne magiczne stworzenia zajmują tu głównie najniższe pozycje w społeczeństwie – służby lub ulicznych handlarzy. I też właśnie dlatego, gdy do domu w bogatej dzielnicy wprowadzi się równie bogaty puk, dla wielu będzie to tak kontrowersyjne. Nie ma oczywiście w tym wszystkim niczego specjalnie odkrywczego, ale po pierwsze, jest to pokazane w sposób nienachalny, po drugie, doskonale pasuje do tego, o czym już wspomniałem, czyli budowy świata przedstawionego. No i zawsze fajnie, gdy w produkcji chodzi o coś więcej, niż tylko rozwiązanie zagadki kryminalnej.
Carnival Row – ciekawi i dobrze zagrani bohaterowie
Burgue zasiedlają też naprawdę ciekawe postacie. Przede wszystkim jestem szczerze zaskoczony dwójką głównych bohaterów. Zarówno Orlando Bloom, który gra Philo, jak i Cara Delevingne, która wciela się w Vignette tworzą tu intrygujące, skomplikowane kreacje, których się po nich nie spodziewałem. Oboje mają też dobrą chemię między sobą, co przy jednoczesnym spokojnym i przemyślanym poprowadzeniu ich wątku uczuciowego, sprawia, że ich wspólną historię śledzi się z tym większą uwagą. Zwłaszcza, że bohaterowie nie przebywają na ekranie wcale tak często, jakby można się tego było spodziewać – jeśli ktoś obawia się, że w Carnival Row jest za dużo romansu, to niech się nie lęka, wcale tak nie jest. Dobrą rolę zalicza też Tamzin Merchant jako Imogen. Początkowo jest ona odrobinę irytująca w swoim przeświadczeniu o byciu wyjątkową, ale warto docenić, jak dobrze poprowadzony jest jej character arc. Na drugim planie wyraziste postacie budują też Indira Varma (Ellaria Sand z Gry o Tron), Simon McBurney i etatowy serialowy aktor Jared Harris (między innymi Mad Men, Terror i Czarnobyl).
Przyznam szczerze, że nie sądziłem, iż Carnival Row tak bardzo mnie wciągnie. Owszem, niekiedy przydałyby się lepsze efekty specjalne, niektóre mniejsze wątki są albo niepotrzebne, albo w niewyjaśniony sposób twórcy o nich zapominają (może wrócą w drugim sezonie). Nie zmienia to jednak faktu, że to bardzo przyjemny i mający naprawdę sporo zalet serial fantasy, który dostarcza porządną dawkę dobrej rozrywki. Bez wątpienia będę czekać na drugi sezon.
Atuty
- Wciągająca, wielowarstwowa historia;
- Umiejętne budowanie świata przedstawionego;
- Ciekawe i dobrze zagrane postacie;
- Zdjęcia, muzyka, scenografia, kostiumy i charakteryzacja
Wady
- Efekty specjalne mogłyby być lepsze;
- Główny twist fabularny dość przewidywalny (nie psuje to jednak przyjemności z oglądania);
- Kilka zbędnych, bądź niepotrzebnie porzuconych wątków
Carnival Row był dla mnie sporym zaskoczeniem – nie sądziłem, że to tak fajny i wciągający serial.
Przeczytaj również
Komentarze (28)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych