Quake Remastered uświadomiło mi, jak bardzo brakuje mi podobnych strzelanek

Quake Remastered uświadomiło mi, jak bardzo brakuje mi podobnych strzelanek

kalwa | 25.09.2021, 14:00

Stosunkowo niedawna premiera Quake Remastered okazała się dla mnie świetną okazją do nadrobienia tego klasyka - bo choć nigdy nie udało mi się go ukończyć, miałem z nim do czynienia. Podczas kolejnych sesji uświadamiałem sobie, jak bardzo brakuje mi tego typu FPS-ów.

Tak jak napisałem na wstępie, z serią Quake zawsze gdzieś miałem do czynienia, ale nie miałem nigdy zapału, tudzież możliwości porządnego przysiądnięcia. Najwięcej pograłem w Quake II na PS One, ale jednak w jakimś momencie się poddałem, pokonany przez sterowanie. Nie ominęło mnie też Quake III Arena, ale raczej za mało czasu spędziłem przy tej odsłonie - dzisiaj doceniłbym ją bardziej. Jak sami widzicie, nie było tego wiele, a to na tym zakończyła się moja znajomość z serią.

Dalsza część tekstu pod wideo

Obecne podejście do Quake Remastered traktuję więc jako to pierwsze. Podobne wydania zawsze bardzo doceniam, bo najczęściej jest to dla mnie sposób na poznanie klasyków, które w jakiś sposób mnie ominęły, a poznanie ich w inny sposób jest kłopotliwe. Nie chcę mówić, że zagranie w Quake'a jest dzisiaj niemożliwe, ale jednak obecnie to PlayStation 4 jest moją główną platformą do grania. Nie wspominając o tym, że w wersjach przeznaczonych na Steam i Bethesda Launcher nie było kultowej ścieżki dźwiękowej wykonanej przez Trenta Reznora wraz z Nine Inch Nails (których zresztą jestem fanem).

Bardzo więc ucieszyłem się z tej premiery i niemal natychmiast dokonałem zakupu. I jak tylko znalazłem czas, zabrałem się za nadrabianie tego kultowego dzieła. Brakowało mi czegoś podobnego! DOOM (2016) i Doom Eternal to świetne pozycje, ale jednak nie do końca zaspokoiły mój głód - to tylko dwie gry. Dodałbym do tego Wolfenstein: The New OrderWolfenstein: The Old Blood i Wolfenstein II: The New Colossus, ale to jednak innego typu gry.

Swego czasu istniało jeszcze LawBreakers, ale niestety sczezło w smutnych okolicznościach - no i to był jednak tytuł nastawiony na sieciową rywalizację. Przyznaję się jednocześnie bez bicia, że nie zakupiłem jeszcze DOOM Eternal: The Ancient Gods - Część pierwsza i DOOM Eternal: The Ancient Gods - Część Druga. Te dodatki najpewniej by mi się spodobały, zwłaszcza, że ponoć są bardziej wymagające od podstawki.

"Jakież koszmary czekają w tych przeklętych korytarzach?"

Quake Remastered uświadomiło mi, jak bardzo brakuje mi podobnych strzelanek

Zacznę od tego, że Quake Remastered jest grą, w której bardzo szybko się odnalazłem. Nie dziwi mnie to ani trochę, bo jestem przekonany, że tak wyglądałaby kolejna część serii Doom, gdyby powstała w tym czasie - przynajmniej pod względem rozgrywki, bo klimat jest jednak inny. Piszę to ze świadomością, że początkowo był to projekt, który miał wyglądać całkowicie inaczej. Poróżniło to też twórców wewnątrz studia, którzy po  wydaniu gry poszli własnymi ścieżkami - był to między innymi John Romero, Mike Wilson, czy Shawn Graham.

Dlatego nie dziwię się, że Doom z 2016 roku, to pod względem rozgrywki mocno rozbudowany Quake. To naturalna kolej rzeczy, bo przecież w obu częściach Doom, nie można było choćby skakać, czy celować w osi pionowej. Tempo akcji nie mogło być większe z uwagi na ograniczenia sprzętowe, czy właśnie sterowanie/możliwości postaci. Wspólnymi cechami pozostają: duże grupy przeciwników atakujących nas jednocześnie (wielu z nich na bliski dystans); sporo eksplorowania (z poszukiwaniem kluczy do kolejnych drzwi); szybkie tempo akcji i choćby chwilowe wzmocnienia dla postaci.

Mimo odmiennego klimatu, trafiamy do lokacji żywcem wyjętych z klasycznego Doom. Ponadto, kolejnym podobieństwem będzie ratowanie ludzkości przed zagładą. Nie jestem zresztą specjalistą w temacie, bo go nie śledzę, ale z tego co się orientuję, istnieje dość mocno rozbudowane multiverse, w którym Doom, Quake i Wolfenstein się przeplatają. Teraz to jest tak czy siak mało ważne, bo miałem przecież pisać o swoich odczuciach. Moim celem było jedynie zwrócenie uwagi na podobieństwa w założeniach obu serii.

Rwij na strzępy

Quake Remastered uświadomiło mi, jak bardzo brakuje mi podobnych strzelanek

Tak jak pisałem wcześniej, w Quake Remastered szybko się odnalazłem, mimo iż na początku zabawy pojawił się mały zgrzyt. Celowanie nie było tak płynne jak w najnowszych tytułach i nieco mi to przeszkadzało - choć tylko odrobinkę. Szybko się przyzwyczaiłem, choć musiałem zwiększyć czułość. Trochę szkoda, że Nightdive Studios nie zadbało o ten aspekt i nie dało większych możliwości w dostosowaniu opcji do wymagań różnych odbiorców. Dostępne jest wspomaganie celowania, ale nie korzystałem z niego, więc nie wypowiem się o jego jakości.

W tytule tekstu piszę o tym, że brakuje mi podobnych gier. Chodzi mi przede wszystkim o tę dynamiczną, szybką rozgrywkę. Początek zabawy jest spokojny, bo lokacje nie są wypełnione wieloma przeciwnikami. Pod koniec gry robi się jednak gęściej i trzeba coraz sprawniej lawirować pomiędzy przeciwnikami i likwidować ich tak, aby nie zadać obrażeń i sobie - ma to znaczenie zwłaszcza podczas korzystania z rakietnicy czy granatnika. Ważna jest więc umiejętność sprawnego poruszania się po lokacjach, zwłaszcza, że często wypełnione są wszelakimi pułapkami. Ucieczka też rzadko kiedy okaże się dobrym rozwiązaniem, bo zaraz możemy trafić na kolejną grupkę przeciwników.

Quake wymaga od gracza stawiania czoła zagrożeniom, choć umiejętnie, bo bezmyślne wbieganie w grupę przeciwników czy "czajenie" się za rogiem, nie przyniesie zbyt wiele pożytku. Złe poprowadzenie starcia przyczyni się tylko do nadmiernych strat pancerza i punktów zdrowia. Statystyki te nie odnawiają się oczywiście automatycznie, więc konieczne będzie rozejrzenie się po lokacji i znalezienie apteczek, lub kamizelek. Dobrze, jeśli podczas wcześniejszego eksplorowania, zostawiliśmy sobie coś na zapas - o ile można się do tego miejsca komfortowo wrócić.

Lubię gry traktujące gracza w ten sposób. Wymagające skupienia, planowana i zręczności. Dzisiaj nie musimy się o podobne rzeczy martwić, bo zdrowie postaci się odrodzi, a przeciwnicy jeśli sprawiają trudności, to dopiero raczej na wyższych poziomach. Tutaj wielokrotnie jesteśmy atakowani ze wszystkich stron, nawet w ciasnych korytarzach. Musimy wtedy wykazać się sprytem oraz zręcznością - takie sztuczki przestaną  Warto wspomnieć o eksploracji, na której położono duży nacisk. Zmusza to do swoistego myszkowania, co automatycznie oswaja nas z danym miejscem. Jest tu dużo wracania się do tych samych pomieszczeń (przynajmniej przy pierwszym podejściu), dlatego jest to istotne. Zwłaszcza pod koniec gry, kiedy ich układ się komplikuje.

Walki z bossami to też ciekawa sprawa, bo trzeba zastosować co innego niż broń palna. Przyczepić się natomiast można tutaj do tego, że bez kombinacji nie wpadniemy na rozwiązanie. Ostatnia walka jest tego świetnym przykładem, gdzie trzeba w odpowiednim momencie skorzystać z portalu i nie ma jasnych wskazówek co do tego kiedy to zrobić. To zaledwie jednak mały zgrzyt, który mi w odbiorze nie przeszkodził. To zresztą też mi się podoba - te czasy, kiedy twórcy mieli na tyle dużą swobodę, że mogli coś takiego zastosować i nikt się nie czepiał. Chyba że w domowym zaciszu rzucał przekleństwami pod nosem, by ostatecznie i tak bardzo miło wspominać tę grę i z miejsca zabrać się za drugie przejście na wyższym poziomie trudności.

Nine Inch Nails - It Is Raped

Quake Remastered uświadomiło mi, jak bardzo brakuje mi podobnych strzelanek

Gdyby rozgrywka nie była dla mnie wystarczającym powodem do uwielbienia Quake Remastered, pozostaje jeszcze świetny klimat budowany choćby ścieżką dźwiękową opracowaną przez Trenta Reznora i jego zespół Nine Inch Nails. Utwór otwierający swoim ostrzejszym brzmieniem przygotowuje nas na dynamiczną rozgrywkę, ale po rozpoczęciu zabawy mamy do czynienia z depresyjnym, mrocznym ambientem, któremu Silent Hill może sporo zawdzięczać. Świetnie to współgra ze stylem artystycznym.

Zwiedzamy tu różnego rodzaju lokacje - począwszy od choćby tych mocno mechanicznych, mogących kojarzyć się z Doom, a na bardziej gotyckich, czy wręcz piekielnych kończąc. Zwykle jest ciemno i ponuro, ale nie brakuje też pentagramów, wizerunków ukrzyżowanego Chrystusa, czy trupich czaszek skąpanych we krwi. Jest też moment, w którym poruszamy się po cmentarzysku pełnym rozpadających się ghuli.

Skoro jesteśmy przy soundtracku, to warto wspomnieć, że id Software oddało wspomnianemu zespołowi swoisty hołd. Skrzynki z amunicją do Nail Gun mają na sobie logo Nine Inch Nails. Z kolei odgłosy jakie wydaje protagonista są dziełem samego Trenta Reznora. W dodatkowych scenariuszach nie ma już podobnego udźwiękowienia - w poziomach z dodatków grają różnego rodzaju utwory. Są o wiele bardziej melodyjne i łatwiej wpadają w ucho, ale już nie budują takiego nastroju.

Na ten moment jestem w trakcie przechodzenia dodatków, ale już teraz mogę powiedzieć, że nie są tak porywające jak podstawka. Zdecydowanie więcej tutaj przeciwników (często pojawiają się nowi w tych samych lokacjach), a same poziomy nie są tak przemyślane. Ciekaw jestem natomiast jak wypada nowa zawartość od Machine Games. Z tego co widziałem po kilku poziomach, jest całkowicie odmienny klimat, a same poziomy zdają się wyglądać "nowocześniej". Wciąż gra mi się bardzo przyjemnie i wiem, że po całości będzie mi mało. Dlatego spróbuję swoich sił na najwyższym poziomie trudności. Miałbym pierwszy dodatek za sobą, ale muszę go powtórzyć, bo mój zapis uległ niestety zniszczeniu. Mam nadzieję, że twórcy to poprawią.

Niemniej, gorąco polecam zagrać w Quake Remastered, nawet jeśli kiedyś nie mieliście z oryginałem do czynienia. To okazja na sprawdzenie jednej z najważniejszych gier w historii. Fakt, że niewiele różni się od oryginału jest tutaj zaletą. Tak monumentalne dzieła trzeba zachować bez zbyt dużej ingerencji w ich charakter. Tym bardziej, że jest przystępnie, więc w teorii każdy może spróbować. Jest wspomaganie celowania, wybór poziomu trudności i ustawienia opcji graficznych. Poproszę takich produkcji więcej!

cropper